Podczas okupacji wywózka na roboty do Niemiec była prawdziwą tragedią: oznaczała oddzielenie od rodziny, wyrwanie ze znajomego środowiska, pracę ponad siły, często głód i poniewierkę, groźbę śmierci od alianckich bomb w fabryce zbrojeniowej. Dla dwóch żydowskich dziewcząt z kresowego getta była jednak to szansa na ocalenie przed śmiercią podczas kolejnej akcji likwidacyjnej.
Gdy dwie siostry – według fałszywych dokumentów Elżbieta i Katarzyna, ale ich imiona nie są ważne, zmieniają się bowiem zależnie od potrzeby – ruszają na zachód, wcale nie są bezpieczniejsze. Niemcy poznali już ten sposób, a polskie i ukraińskie otoczenie wcale nie ma zamiaru pomagać uciekinierkom. Wciąż łypie na nie jakieś złowrogie oko, wciąż muszą się wyłgiwać, płacić łapówki, uciekać. Wciąż muszą na nowo tworzyć swoją legendę, stale niepewne, czy koleżanka z jednej izby zachowa dla siebie wiedzę o ich pochodzeniu, czy nie pobiegnie do kierownika i nie doniesie, żeby załatwić sobie lepsze stanowisko. Co jakiś czas atmosfera między Żydówkami a ich współtowarzyszkami pracy robi napięta – i już wiadomo, że czas ruszać w dalszą drogę, znów próbować zdobyć przydział do innego zakładu, innego chłopskiego gospodarstwa. Elżbieta i Katarzyna podróżują przez Niemcy, uciekając przed własną tożsamością, przed złośliwością, bezmyślnością, okrucieństwem, a często i obojętnością innych: czasem przecież wystarczyłoby, żeby koleżanki nie wytykały ich palcami jako Żydówki, żeby stłumiły przedwojenne uprzedzenia podsycone jeszcze przez niemiecką propagandę.
„Podróż” to chłodna i krystaliczna proza, która na pozór nie kryje w sobie nic groźnego, nie opowiada o wielkich emocjach. A jednak od czasu do czasu wysuwa się skądś jakaś zimna macka i budzi dreszcz – taki sam dreszcz wywołuje podczas kąpieli myśl, że gdzieś pod nami są nieznane mroczne głębie zamieszkane przez groźne potwory. Bo to, że autorka nie opowiada o własnym strachu i rozpaczy, nie oznacza, że tych uczuć w książce nie ma – są, tylko trzeba się w tę powieść zanurzyć, żeby je odczuć.
Styl pisania Idy Fink, niby prosty i bezpośredni, wprawia w zachwyt: jak choćby przy opisie niedzieli w niemieckim mieście, pięknym, starym, spokojnym, kiedy to „w ciszę poranka wpadła ciężka kropla dzwonu, najpierw jedna, potem wiele innych kropel, i nagle nie było już ciszy, tylko dzwonienie donośne i dźwięczne”. Wtedy to do bohaterki dociera, jak bardzo łaknie piękna, kontaktu z naturą, która kiedyś była czymś zwyczajnym, a teraz przyprawia ją o „skurcz gardła, o uczucie bolesnej słodyczy”. Piękno w czasie wojny bowiem to zbędny luksus, a niekiedy wręcz źródło zagrożenia. Zrozpaczona żydowska matka mówi o swojej pięknej córce: „I co z tego, że taka piękna?! Co jej z tego? To jest przeklęta piękność… Oby była krostowata i garbata, ale jasna, z prostym nosem…” Wojna przynosi bowiem zmianę perspektywy. „Dawne i obecne spojrzenia widziały inaczej i inaczej oceniały te same zjawiska”. „Podróż” też może pomóc nam spojrzeć na losy Żydów podczas wojny z innego punktu widzenia, zrozumieć, co czuli ci, którzy uniknąwszy śmierci, próbowali przetrwać w świecie obcym i wrogim.
Ida Fink, Podróż, W.A.B. 2012.
Za przesłanie książki dziękuję Wydawnictwu W.A.B.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 285 razy, 1 razy dziś)
Czuję, że to pozycja dla mnie :)
A co Cię skłania do takiej myśli?
Już od pewnego czasu krążę wokół Idy Fink, ale na razie myślałam o „Wiośnie 1941”. Ta jej prostota języka jest czymś, co mnie najbardziej przeraża – w takiej literaturze to chyba najmocniejszy środek wyrazu.
Podziwiam, że dajesz radę tak jedną wojenną lekturę za drugą. Ja muszę robić dłuższe przerwy, bo tego rodzaju książki dużo mnie psychicznie kosztują. Z tego, co piszesz, ta również wymaga odpowiedniego czasu karencji…
Szczerze mówiąc, to chyba pierwsza tak pisana książka o czasach Zagłady, jaką czytałem i nawet się na początku trochę dziwiłem, że jak to tak na chłodno. Ale efekt tym Fink osiągnęła znakomity. Fink czytałem w lipcu, więc swoje najpierw odczekała na przeczytanie, a potem na recenzję. A przerwy muszę robić, jak chyba większość czytelników takich książek.
Ja też byłam pod wrażeniem tej książki. Cała historia opowiedziana w bardzo prosty, chłodny wręcz sposób. Jedyne co mogłabym zaznaczyć na minus, to zakończenie, a właściwie urwanie podróży – chętnie poznałabym jeszcze dalszą drogę, jaką przebyły siostry.
Według mnie opisanie drogi sióstr w drugą stronę, na wschód, to mógłby być temat na nową książkę, chociaż obawiam się, że też dość bolesną. Moim zdaniem zakończenie jest właśnie idealnie wyważone, scena powrotu do domu jest wielka.
po pierwsze szczerze gratuluję zwycięstwa w Dużym Ka. Nie śledzę rankingów itd. O tym że jesteś zwycięzcą dowiedziałem się z innego bloga. Zresztą w pełni się zgadzam z decyzją jury. Twój blog jest dojrzały i wyjątkowy. Nie pisujesz banałów.
A teraz o twojej recenzji. Jak zwykle wnikliwe pióro i twoje myślenie sprawia, że czytam coś, nad czym muszę się pochylić i przeanalizować. rozkładasz książki na czynniki pierwsze. Pięknie piszesz recenzje. Zacznij pisać książki ( o ile nie piszesz). Wierz mi – mam nosa. Sukces murowany.
Dziękuję Ci za miłe słowa i gratulacje. Co do pisania, to jestem świadomy własnych ograniczeń. Ani wyobraźnia nie ta, ani znajomość psychologii:)
Iii tam, takie ograniczenia :P
Nie kadźcie mi tu, kolego Bazylu:PP
Nie kadzę, a po prostu zauważam, że jakoś nie widzę, żeby brak wyobraźni i znajomość psychologii były w dzisiejszych czasach przeszkodą w karierze literackiej. Ale co ja, piszący pierdółki, mogę wiedzieć :D
PS. Ale jeśli jednak byś się skusił, to ponoć teraz w modzie BSDM dla gospodyń domowych. Z tego może być niezła kasa. :P
Ja doskonale wiem, że takie niegodne wzmianki braki nie przeszkadzają ani współczesnym literatom, ani części czytelników. Mnie jednakże przeszkadzają, bo mam takie głupie wyobrażenia o literaturze:)
Ja ostatnio przeczytałam „Wiosnę 1941” i wpadłam w zachwyt! Wprost powalił mnie na kolana jej styl, tak niby prosty a przekazujący tyle emocji, że trudno je w sobie pomieścić! Każde opowiadanie z „Wiosny 1941” jest bardzo przejmujące, nie pozwala o sobie zapomnieć i nawet teraz mogłabym kilka opowiedzieć z pamięci. Dla mnie Fink pisze genialnie i właśnie dlatego na mojej półce czeka już „Podroż”. Chciałabym jeszcze przeczytać „Odpływający ogród” choć podobne wiele opowiadań z „Wiosny 1941” znajduje się również w tym zbiorze. Poczytamy zobaczymy:)
Ja też nie poprzestanę na „Podróży” i właśnie opowiadań jestem bardzo ciekawy, bo to dużo trudniejsza forma. Zastanawiam się, dlaczego Ida Fink mi tak długo umykała.
Właśnie odkryłam adaptację filmową „Wiosny 1941”, w dodatku w całości.
Mnie też umknęła Ida Fink i dzięki Twojej recenzji już wiem, że to duża strata. Dobrze, że do nadrobienia.
Film sobie chyba chwilowo daruję, wolałbym najpierw pierwowzór poznać. Zresztą chyba „Wiosnę” wznowiono w związku z filmem właśnie. A „Podróż” ma szansę zrobić na Tobie wrażenie.
Walka o przetrwanie mimo wszystko. Ileż takich życiorysów z tamtych lat.
Książka warta przeczytania.)
Wszystkich życiorysów i tak nie poznamy, ale warto czytać jak najwięcej.
A ja właśnie skończyłem „Oskarżona. Wiera Gran.”, niezłe, choć niepozbawione wad (w moich oczach ofkors), studium powojennego piekła, jakie stworzyli sobie sami ocaleni. Szczegóły, mam nadzieję, wkrótce u mnie :)
Czekam niecierpliwie, bo chodzi za mną ta książka od dawna.
Ale zdajesz sobie sprawę, że pewnie trzeba będzie troszkę poczekać? :)
Już nawykłem:)
Czytam sporo książek poruszających tematykę Holocaustu i zawsze staram się, by spojrzeć na Zagładę oczami ofiar, jak i katów, dla pełniejszego obrazu. Ostatnio wpadła mi w ręce biografia Korczaka i „Cadyk i dziewczyna” Anny Boleckiej, nieco wcześniej – „Doktorzy z piekła rodem” i „Piękna bestia”, biografia Irmy Grese. Nie mogę sobie darować polecanej przez Ciebie lektury, takich opowieści nigdy dość.
Pozdrawiam serdecznie!
Książka na pewno Cię zainteresuje, ciekaw jestem, czy spodoba Ci się sposób, w jaki jest napisana.
Zgadzam się bez dwóch zdań. Bardzo dobra książka. I że tak można właśnie o Holocauście – „Krystalicznie”. Prosta i piękna proza jednocześnie. Jedna z lepszych książek jakie czytałam o tamtym okresie.
Moc pozdrowień :)
Pełna zgodność:)
Gratuluję recenzji! Nie jest to to, co często można spotkać w Internecie, mianowicie przydługie rozważania nad książkami, z których niewiele wynika i których aż się czytać nie chce, co są tak banalne. Często mam wrażenie, że ci ludzie piszą stale o tej samej książce. Tutaj udało Ci się uchwycić najważniejsze rzeczy. Nie czytałem jeszcze tej pozycji, ale po lekturze tego, co napisałeś, nie mam innego wyjścia. Pozdrawiam!
Dziękuję, staram się, żeby moje recenzje miały rysy indywidualne.
Skoro nie chodzi tylko o ważkość tematu, ale i literackość jest w komplecie – przekonałeś mnie. Będzie polowanie ;)
I jeszcze pytanie – pewnie z lekka ignoranckie, ale zadam je i tak – które od razu mi się nasuwa: czy to jest proza oparta na faktach, konkretnych losach? Autobiograficzna może na dodatek? Czy zbeletryzowany rodzaj uniwersalnej opowieści o tułaczce na robotach, mieszczący w sobie pewne doświadczenia tamtych czasów?
Pojęcia nie mam, autorka się ukrywała podczas wojny, ale czy w takim właśnie sposób? Nawet jeśli nie jest to proza autobiograficzna, to na pewno bardzo sugestywna. Ale jeśli miałbym na coś stawiać, to autobiografia.
Jako bezpośredni świadek tamtych czasów z pewnością naoglądała się wystarczająco wiele i nasłuchała, by jej tekst był wiarygodny. Umieć zrozumieć i opowiedzieć losy kogoś innego to również nie lada sztuka, więc moje pytanie nie zakłada żadnej lepszej czy gorszej wersji. Raczej zastanowiło mnie, że nie podajesz informacji o oparciu o fakty lub zastrzeżenie o braku takowych, a zazwyczaj przy takiej literaturze jest to element podkreślany. Wydawca też milczy w tym temacie, bo sprawdziłam już :) Ale WAB w ogóle nie wie co wydaje czasem, mam wrażenie ;P
No właśnie dlatego, że nigdzie nie znalazłem takiej informacji, to jej nie zamieściłem. Nawet nekrolog Fink tu: http://wyborcza.pl/1,75475,10366278,Zmarla_pisarka_Ida_Fink.html nie wspomina o tym ani słowem.
Zainspirowałaś mnie do poszukiwań:) „Używa się określenia powieść, ale sama pisarka nazywa „Podróż” fikcją autobiograficzną”. Więcej: http://wyborcza.pl/1,75517,1917133.html
Zastanawiałam się tylko, czy autorka tego gdzieś w treści nie przemyca. W sposobie narracji na przykład.
Tak dla siebie, po lekturze, traktujesz w takim razie książkę Fink w kategorii literatury faktu czy beletrystyki?
Byłem nastawiony na powieść, dopiero z treści zacząłem podejrzewać jakieś autobiograficzne wątki. Dla mnie beletrystyka.
Dzięki, tylko link nie działa – a chcę zobaczyć :)
Książkę już namierzyłam, przyda się taki balast emocjonalny, bo od lekkiej tematyki niedługo zacznę fruwać ;P
Hmm, a tak http://wyborcza.pl/1,75517,1917133.html ? recenzja Justyny Sobolewskiej z „Podróży”, może gugle znajdą.
Z tego wynika, że to proza oparta na własnych doświadczeniach. Ciekawe w takim razie, dlaczego wybrała formę „z dystansem”, jakby stając z boku.
Skoro napisała książkę w pierwszej osobie, to raczej nie ma mowy o dystansie, po prostu uznała, jak właśnie wyczytałem, że może „krzyczeć szeptem”. Bohaterki przeżywają silne emocje, które jednak czytelnikowi są komunikowane właśnie tym szeptem.
No widzisz, uznałam, że skoro nie obsadziła w niej siebie, to nie w pierwszej osobie pisała. Takie myślowe skróty. Przeczytam, to przestanę głupio pytać ;)
Wcale głupio nie pytasz, a przy okazji kilka ciekawych rzeczy udało się znaleźć:) I czytaj, ciekaw jestem opinii.
Silnie mi się nasunęło skojarzenie z „Pozwólcie nam krzyczeć” Fleszarowej-Muskat, ale chyba Fleszarowa nie jest aż tak krystaliczna, co? Chętnie bym sobie to przekartkowała chociaż.
Pojęcia nie mam o Fleszarowej, nigdy nie czytałem, bo mam zakodowane, że należała do autorów poniewieranych przez Barańczaka w Książkach najgorszych, więc nie umiałem jej brać na poważnie:)
Książki o takiej tematyce są bardzo interesujące i mają swój klimat :)
Ciekawie się zapowiada..