Gdybym był jakieś ćwierć wieku młodszy, to pewnie przez tę książkę zarwałbym noc. Może nawet niegdyś zarwałem, bo nie umiem sobie przypomnieć, czy czytałem „Noc bez brzasku” w okresie, kiedy nieprzytomnie pochłaniałem coraz to nowe sensacyjne powieści, czy nie. Pochlebiałem sobie dotąd, że MacLeana poznałem całkiem dobrze, aż tu całkiem niedawno Marlow rzucił ten tytuł, wprawiając mnie w pomieszanie: znam? nie znam? Rzuciłem się więc szukać i czytać. I nie żałuję.
Pośrodku grenlandzkiego lodowego
pustkowia ląduje awaryjnie – czy może raczej rozbija się – samolot pasażerski. Na ratunek spieszy ekipa z pobliskiej stacji prowadzącej badania w ramach Międzynarodowego Roku Geofizycznego. W maszynie doktor Peter Mason i jego koledzy znajdują kilka ciał i grupkę oszołomionych pasażerów, których przeprowadzają do swego baraku. Szybko okazuje się jednak, że wśród zszokowanych i poturbowanych rozbitków znajdują się też ludzie, którzy nie mają dobrych zamiarów i nie cofną się przed niczym, byle osiągnąć swój złowieszczy cel. Zaczyna się dramatyczna walka o zdemaskowanie przestępców, która wkrótce zamienia się w tragiczne zmagania o przeżycie w ekstremalnych warunkach.
W takiej scenerii rozgrywa się początek książki.
Książka MacLeana ma
wszystkie cechy dobrej powieści sensacyjnej:
głównego bohatera, zwykłego człowieka, który musi swoje siły umysłowe i fizyczne skierować na walkę ze złem, bezwzględnym i brutalnym, zagadkę, którą trzeba rozwiązać (choć doktorowi Masonowi dość kulawo to idzie), a wreszcie doskonałą scenerię: plastycznie odmalowane arktyczne pustkowie z niewyobrażalnym mrozem i przenikającym do szpiku kości wiatrem (plus naturalistyczne opisy odmrożeń). Do tego delikatnie zarysowany wątek romansowy (a czy był seks? Rzecz dzieje się w 1958 roku, więc pełna pruderia – a poza tym warunki jakby niesprzyjające, więc nie: seksu nie było), kłopoty aprowizacyjne i techniczne oraz zróżnicowani bohaterowie drugoplanowi, w tym wierny i mądry pies pociągowy Balto. Walczy się nie tylko z nieuchwytnymi przestępcami, ale również z bezlitosną przyrodą i własnymi słabościami, z ciałem, któremu mróz odbiera energię. Nic, tylko usiąść w fotelu i zacząć gryźć palce, gdy mała gromadka przedziera się przez lodową pustynię w traktorze, który w każdej chwili może się popsuć. Tylko uwaga: przy czytaniu robi się na przemian zimno i gorąco.
PS. Za uzupełnienie tytułu serdeczne podziękowania zechce przyjąć kolega Bazyl :D Alistair MacLean, Noc bez brzasku, tłum. Mieczysław Derbień, Interart 1991.
56 komentarzy do wpisu „Najpierw katastrofa lotnicza, a potem napięcie już tylko rośnie (a czy był seks?) (Alistair MacLean, „Noc bez brzasku”)”
Przypomniałeś mi o Alistairze – w liceum czytałam go namiętnie, chyba wszystko co się dało kupić i wypożyczyć. Bardzo dobrze wspominam tę przygodę :)))
Mnie rodzice i chłopak zawsze próbowali namówić na ksiązki MacLeana, ale z trudem przeczytałam tylko “Lalkę na łańcuchu” (choć w planach mam jeszcze “Działa Nawarony”). Od której książki MacLeana proponujesz zacząć? I jak oceniasz “Lalkę na łańcuchu”?
“Lalka” to jedyny MacLean, którego zacząłem i nie skończyłem:) Moja ulubiona czwórka: Tylko dla orłów, HMS Ulisses, Stacja arktyczna Zebra i Mroczny Krzyżowiec. Noc bez brzasku na pierwszy raz też będzie ok.
Wprawdzie nie czytałam żadnej książki MacLeana, znam tylko adaptacje filmowe, ale zaciekawiły mnie te opisy zimna. Dziś dostałam paczuszkę z książkowymi zakupami, a w niej (rzecz jasna między innymi:P) “Jakuck” Michała Książka, opatrzony mroźnie srebrzystą naklejką ze słowami Mariusza Wilka: “Takich opisów zimna w literaturze polskiej jeszcze nie było. Szczerze podziwiam!”. Chyba najbardziej sugestywny literacki zapis mrozu i zimna, jaki pamiętam, to “Pałac lodowy” Tarjei Vesaasa. Nie wspominając oczywiście o “Zimie w Dolinie Muminków”. :)
Nigdy nie byłem wielbicielem zimy w literaturze, od Zimy Muminków wolałem Lato, ale coś mi się z wiekiem zmienia i niedawno Zimę powtórzyłem z zachwytem, a ostatnio naszło mnie na Centkiewiczów, których nie czytywałem, poza jakąś jedną książką. Ten “Jakuck”, z taką rekomendacją, może zachowaj sobie na jakieś wyjątkowo upalne lato, będzie jak znalazł. U MacLeana opisy zimna obrazowe, choć mało wysublimowane stylistycznie:)
Oczywiście chodziło mi o “Zimę Muminków”, przepraszam. Dla mnie to jedna z najlepszych części. A opis zimy w “Córce rzeźbiarza” Jansson to jest w ogóle cudo. Nie wiem, czy wytrzymam, bo ten “Jakuck” bardzo mnie nęci. :)
W Dolinie Muminków też się zaczyna od opisu zimy, więc nic się nie stało:) To skoro nie chcesz czekać do upałów z tym Jakuckiem, to może chociaż do początku sezonu grzewczego:)
Można, można :) Choć na MacLeana spojrzę zapewne przychylniej przy najbliższej wizycie w bibliotece. Pamiętam, że kiedyś mój dziadek się zaczytywał w jego książkach, a jak on to i ja musiałam coś przeczytać (tak to działało dopóki nie skończyłam 12 lat ;D) , choć teraz to nic nie pamiętam..
Tak jak Izabelka w licealnych latach czytałam dużo Macleana, miałam nawet subskrypcję kolejnych książek, Noc bez brzasku też stoi na półce – dokładnie takie wydanie jak na obrazku. Czyli czytałam na pewno, ale nie pamiętam już nic. Za to pamiętam, że kolejne książki w pewnym momencie przestały przychodzić – pomimo subskrypcji…
Nigdy nie czytałam książek sensacyjnych, jakoś nie było okazji. A czasy licealne dopiero się dla mnie zaczynają, więc… może sięgnę na półkę starych lektur taty? Fabuła “Nocy bez brzasku” wydaje się interesująca, a chyba gdzieś w domu ta książka leży :)
Uwielbiam, uwielbiam, czytałam jakieś setki razy, pierwszy raz młodocianą nastolatka będąc, w ogóle akcja rozgrywająca sie na takich mroźnych pustyniach szalenie do mnie przemawia. A, i zawsze czytam pod kocem i z zapasem jedzenia, bo się bardzo wczuwam ;)
Ja chyba nie czytałam, choć MacLean był tym autorem, od którego zaczynałam przygodę z sensacją. Póki co nie przestawiłam się jeszcze w tryb zimowy i marznę okrutnie, więc na pewno nie będę nawet zbliżać się do półki, na której ta książka stoi:) I zdumiałeś mnie zamieszczonym powyżej wyznaniem, że nie czytałeś Centkiewiczów. Jak to?! Nawet Fridtjof, co z Ciebie wyrośnie? To jakieś straszne niedopatrzenie! U mnie w rodzinie było na nich jakieś straszne parcie, toteż mam w domu chyba większość z tego, co napisali razem, bądź osobno. Ostatnio okazało się też, że bywają nadal lekturą szkolną – syn koleżanki w drugiej klasie będzie czytał “Zaczarowaną zagrodę”.
Żadnych Centkiewiczów, serio serio. No, jakiś Odarpi syn Egigwy mi majaczy. Nie znosiłem organicznie książek o Arktykach, Antarktydach, mrozach i śnieżycach. Ale w ramach świeżej fazy mam Człowieka, o którego upomniało się morze. Oraz Odarpiego:)
Ale przyznaj, że tytuły mieli kuszące, nieprawdaż? Aż chyba sama sięgnę po Odarpiego, bo strasznie mnie ciekawi, jak wyglądała Egigwa:P W razie gdyby faza Ci się przedłużyła, służę szeregiem książek w wersji “wydane w latach 50-tych”. Trzymają się tak znakomicie, że podejrzewam je o wywołaną treścią umiejętność hibernacji:))
Egigwa to chyba tatuś był? Faza chwilowo trwa w zawieszeniu, ale gdyby się rozkręciła, to się odezwę, chociaż i biblioteka jest pełna polarnych bestsellerów:) Teraz tak myślę, i może nie czytałem Odarpiego, tylko Anaruka, chłopca z Grenlandii? Matko kochana, było notatki robić :(
Chyba faktycznie tatuś:P Zdaje się, że z tych książek pamiętam tylko tyle, że biało było… Ale skoro tatuś, to w zasadzie jeszcze bardziej mnie ciekawi to, jak wyglądał (bo tego, że seksu nie było i to bez względu na płeć Egigwy, jestem pewna:P)
Momarto, moje wydanie Odarpiego jest ilustrowane, na zdjęciu Egigwa wygląda, niestety, jakby go zęby bolały. Za to posiadł nietypowe umiejętności: “Nikt tak jak Egigwa nie umię obciągać kajaka skórami”:P
Nie chcę nic mówić, ale użycie w jednym poście i komentarzach do niego słów: “seks” i “obciągać” gwarantuje Ci lawinowy wzrost klikalności! Dobrze to obmyśliłeś, ale nie wiem skąd wiedziałeś, że zapytam o Egigwę (bez względu na jego płeć:P)?
Nie powinnaś być taka przenikliwa:) Właśnie koło południa dyskutowaliśmy z Bazylem nad podniesieniem słupków poprzez użycie właściwych słów kluczowych:P A Egigwa aż się prosił, żeby o niego zapytać:D
Centkiewiczów uwielbiałam swego czasu, a od nich wzięła mi się faza na czytanie zimnych książek, ten MacLean też się tam zaplątał. Ale Smilla króluje. :)
Co za poświęcenie! :-) ale z ulgą odetchnąłem bo bardzo dawno ją czytałem a nie byłem pewien Twojej opinii ale może to pora dobranocki osłabiła Twoją czujność :-)
Tego nie można “Nocy” odmówić, dla mnie to obok “48 godzin” i “Siły strachu” jedna z lepszych sensacyjnych książek MacLeana. PS. Przyszli “Biedni ludzie” – nie uprzedzałeś, że to taka cegła! :-)
Żadnego z tych dwóch nie znam, może sobie kiedyś przyswoję. A co do Biednych ludzi – to chyba objętość Cię nie odstraszy? Czcionka spora, marginesy też, to tylko tak potężnie wygląda :)
Zamiast dobranocki to jest pomysł :-). Pewnie, że objętość mnie nie odstraszy, skoro tak rozpalała emocje to już choćby z tego powodu warto, a jeszcze jak cudzoziemiec pisze o Polsce to podwójnie warto.
Pani Polit oskarżyła Sandberga o fałszowanie biografii Rumkowskiego, łagodnie mówiąc. Poszukaj sobie w necie jej polemiki z tłumaczem, rozkoszna rzecz.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.
Przypomniałeś mi o Alistairze – w liceum czytałam go namiętnie, chyba wszystko co się dało kupić i wypożyczyć. Bardzo dobrze wspominam tę przygodę :)))
Piękne czasy:) Ja też go dobrze wspominam, chociaż był nierówny okropnie. Ale najbardziej lubiłem Forsytha :D
A dziękuję, dziękuję. Ja chyba jednak wolałem Ludluma i Forsytha, ale nie pamiętam czy tylko dlatego, że u nich seks był. Był??
W Dniu Szakala był, chociaż raczej mało detalicznie opisywany:P
No, wiadomo, spluwy bardziej. Do dziś pamiętam scenę z arbuzem, tylko nie wiem czy z filmu czy z książki :)
W książce jest na pewno:) A film słabszy:P
Wcale nie słabszy! WCALE NIE!
Hi hi, no jak nie, jak tak? :D
Mnie rodzice i chłopak zawsze próbowali namówić na ksiązki MacLeana, ale z trudem przeczytałam tylko “Lalkę na łańcuchu” (choć w planach mam jeszcze “Działa Nawarony”). Od której książki MacLeana proponujesz zacząć? I jak oceniasz “Lalkę na łańcuchu”?
“Lalka” to jedyny MacLean, którego zacząłem i nie skończyłem:) Moja ulubiona czwórka: Tylko dla orłów, HMS Ulisses, Stacja arktyczna Zebra i Mroczny Krzyżowiec. Noc bez brzasku na pierwszy raz też będzie ok.
Wprawdzie nie czytałam żadnej książki MacLeana, znam tylko adaptacje filmowe, ale zaciekawiły mnie te opisy zimna. Dziś dostałam paczuszkę z książkowymi zakupami, a w niej (rzecz jasna między innymi:P) “Jakuck” Michała Książka, opatrzony mroźnie srebrzystą naklejką ze słowami Mariusza Wilka: “Takich opisów zimna w literaturze polskiej jeszcze nie było. Szczerze podziwiam!”. Chyba najbardziej sugestywny literacki zapis mrozu i zimna, jaki pamiętam, to “Pałac lodowy” Tarjei Vesaasa. Nie wspominając oczywiście o “Zimie w Dolinie Muminków”. :)
Nigdy nie byłem wielbicielem zimy w literaturze, od Zimy Muminków wolałem Lato, ale coś mi się z wiekiem zmienia i niedawno Zimę powtórzyłem z zachwytem, a ostatnio naszło mnie na Centkiewiczów, których nie czytywałem, poza jakąś jedną książką. Ten “Jakuck”, z taką rekomendacją, może zachowaj sobie na jakieś wyjątkowo upalne lato, będzie jak znalazł. U MacLeana opisy zimna obrazowe, choć mało wysublimowane stylistycznie:)
Oczywiście chodziło mi o “Zimę Muminków”, przepraszam. Dla mnie to jedna z najlepszych części. A opis zimy w “Córce rzeźbiarza” Jansson to jest w ogóle cudo.
Nie wiem, czy wytrzymam, bo ten “Jakuck” bardzo mnie nęci. :)
W Dolinie Muminków też się zaczyna od opisu zimy, więc nic się nie stało:) To skoro nie chcesz czekać do upałów z tym Jakuckiem, to może chociaż do początku sezonu grzewczego:)
:D Może wystarczy cieplutki sweter, skarpetki i gorąca herbata. :)
Dwa swetry :P
Co tam MacLean, skoro mowa tu o zimie w literaturze i kolejnym tytule wartym odnotowania (“Jakuck”) ;) A, że u nas grzeją okrągły rok..;P
Jednym słowem, nawet z wpisu o literaturze bardzo popularnej można wyciągnąć jakieś intelektualne korzyści :D
Można, można :) Choć na MacLeana spojrzę zapewne przychylniej przy najbliższej wizycie w bibliotece. Pamiętam, że kiedyś mój dziadek się zaczytywał w jego książkach, a jak on to i ja musiałam coś przeczytać (tak to działało dopóki nie skończyłam 12 lat ;D) , choć teraz to nic nie pamiętam..
Zapowiada się renesans MacLeana:P
Na jesień to nawet idealnie ;)
Owszem, w jeden wieczór można takiego MacLeana machnąć:P Chociaż ja właśnie wracam do literatury ciut cięższej.
Tak jak Izabelka w licealnych latach czytałam dużo Macleana, miałam nawet subskrypcję kolejnych książek, Noc bez brzasku też stoi na półce – dokładnie takie wydanie jak na obrazku. Czyli czytałam na pewno, ale nie pamiętam już nic. Za to pamiętam, że kolejne książki w pewnym momencie przestały przychodzić – pomimo subskrypcji…
Bo mam wrażenie, że wydawnictwo splajtowało, potem te MacLeany walały się po przecenach.
Nigdy nie czytałam książek sensacyjnych, jakoś nie było okazji. A czasy licealne dopiero się dla mnie zaczynają, więc… może sięgnę na półkę starych lektur taty? Fabuła “Nocy bez brzasku” wydaje się interesująca, a chyba gdzieś w domu ta książka leży :)
Choćby dla orientacji warto przeczytać jakąś sensację, a półka taty na pewno zawiera sporo smakowitości:)
Uwielbiam, uwielbiam, czytałam jakieś setki razy, pierwszy raz młodocianą nastolatka będąc, w ogóle akcja rozgrywająca sie na takich mroźnych pustyniach szalenie do mnie przemawia. A, i zawsze czytam pod kocem i z zapasem jedzenia, bo się bardzo wczuwam ;)
Ja się tam wczuwałem swego czasu przy Stacji arktycznej Zebra, cud, że sobie rąk nie odmroziłem z tego wrażenia:)
Ja chyba nie czytałam, choć MacLean był tym autorem, od którego zaczynałam przygodę z sensacją. Póki co nie przestawiłam się jeszcze w tryb zimowy i marznę okrutnie, więc na pewno nie będę nawet zbliżać się do półki, na której ta książka stoi:)
I zdumiałeś mnie zamieszczonym powyżej wyznaniem, że nie czytałeś Centkiewiczów. Jak to?! Nawet Fridtjof, co z Ciebie wyrośnie? To jakieś straszne niedopatrzenie! U mnie w rodzinie było na nich jakieś straszne parcie, toteż mam w domu chyba większość z tego, co napisali razem, bądź osobno. Ostatnio okazało się też, że bywają nadal lekturą szkolną – syn koleżanki w drugiej klasie będzie czytał “Zaczarowaną zagrodę”.
Żadnych Centkiewiczów, serio serio. No, jakiś Odarpi syn Egigwy mi majaczy. Nie znosiłem organicznie książek o Arktykach, Antarktydach, mrozach i śnieżycach. Ale w ramach świeżej fazy mam Człowieka, o którego upomniało się morze. Oraz Odarpiego:)
Ale przyznaj, że tytuły mieli kuszące, nieprawdaż? Aż chyba sama sięgnę po Odarpiego, bo strasznie mnie ciekawi, jak wyglądała Egigwa:P
W razie gdyby faza Ci się przedłużyła, służę szeregiem książek w wersji “wydane w latach 50-tych”. Trzymają się tak znakomicie, że podejrzewam je o wywołaną treścią umiejętność hibernacji:))
Egigwa to chyba tatuś był? Faza chwilowo trwa w zawieszeniu, ale gdyby się rozkręciła, to się odezwę, chociaż i biblioteka jest pełna polarnych bestsellerów:) Teraz tak myślę, i może nie czytałem Odarpiego, tylko Anaruka, chłopca z Grenlandii? Matko kochana, było notatki robić :(
Chyba faktycznie tatuś:P Zdaje się, że z tych książek pamiętam tylko tyle, że biało było…
Ale skoro tatuś, to w zasadzie jeszcze bardziej mnie ciekawi to, jak wyglądał (bo tego, że seksu nie było i to bez względu na płeć Egigwy, jestem pewna:P)
Tatuś, tatuś! ;) Zaczarowana zagroda i Anaruk były czytane “lekturowo” przez dwa moje dzieci, więc nawet nie bywają tylko są :))
O proszę, czyli jednak Odarpiego czytałem, co za ulga:) U nas Zaczarowanej zagrody nie było w lekturach, czuję się pominięty:P
Ale Anaruk też miał tatusia..:P
Momarto, moje wydanie Odarpiego jest ilustrowane, na zdjęciu Egigwa wygląda, niestety, jakby go zęby bolały. Za to posiadł nietypowe umiejętności: “Nikt tak jak Egigwa nie umię obciągać kajaka skórami”:P
Nie chcę nic mówić, ale użycie w jednym poście i komentarzach do niego słów: “seks” i “obciągać” gwarantuje Ci lawinowy wzrost klikalności! Dobrze to obmyśliłeś, ale nie wiem skąd wiedziałeś, że zapytam o Egigwę (bez względu na jego płeć:P)?
Nie powinnaś być taka przenikliwa:) Właśnie koło południa dyskutowaliśmy z Bazylem nad podniesieniem słupków poprzez użycie właściwych słów kluczowych:P A Egigwa aż się prosił, żeby o niego zapytać:D
Centkiewiczów uwielbiałam swego czasu, a od nich wzięła mi się faza na czytanie zimnych książek, ten MacLean też się tam zaplątał. Ale Smilla króluje. :)
Mówisz o “Smilli w labiryntach śniegu”? Nie słyszałem wcześniej o tej książce.
Tak, o tej.
Pisałam o niej tu:
http://mcagnes.blogspot.com/2009/11/smilla-w-labiryntach-sniegu-peter-heg.html
Faktycznie, nieźle się zapowiada :)
Widzę, że przełknąłeś i to chyba bez większych wzdragań :-) Ja noc zarwałem :-)
Ja sobie osłodziłem porę oglądania dobranocki przez dwa dni:)
Co za poświęcenie! :-) ale z ulgą odetchnąłem bo bardzo dawno ją czytałem a nie byłem pewien Twojej opinii ale może to pora dobranocki osłabiła Twoją czujność :-)
Dobre czytadło od czasu do czasu nie jest złe, na wady się przymknie oko, byle akcja była wartka:P
Tego nie można “Nocy” odmówić, dla mnie to obok “48 godzin” i “Siły strachu” jedna z lepszych sensacyjnych książek MacLeana.
PS.
Przyszli “Biedni ludzie” – nie uprzedzałeś, że to taka cegła! :-)
Żadnego z tych dwóch nie znam, może sobie kiedyś przyswoję. A co do Biednych ludzi – to chyba objętość Cię nie odstraszy? Czcionka spora, marginesy też, to tylko tak potężnie wygląda :)
Zamiast dobranocki to jest pomysł :-).
Pewnie, że objętość mnie nie odstraszy, skoro tak rozpalała emocje to już choćby z tego powodu warto, a jeszcze jak cudzoziemiec pisze o Polsce to podwójnie warto.
A nawet z sensem pisze, trzeba mu przyznać.
W ramach przygotowania się do lektury chciałem odrobić lekcje i przeczytać “Kronikę Getta Łódzkiego” ale 4 tomy zdecydowanie mnie zastopowały.
Kolega ambitny:)) Praca Moniki Polit o Rumkowskim mniejsza objętościowo i na dodatek zaprzecza Sandbergowi, ale nie wiem, czy się kiedyś zdecyduję.
Nie słyszałem o niej, ale “że co”; broni czy oskarża? Ambitny był tylko zamiar a nie ja :-)
Pani Polit oskarżyła Sandberga o fałszowanie biografii Rumkowskiego, łagodnie mówiąc. Poszukaj sobie w necie jej polemiki z tłumaczem, rozkoszna rzecz.
No to idę szukać … :-)