Jedna wchodzi w życie, a druga powoli z niego odchodzi. Mimo to, a może właśnie dlatego, rozumieją się wyjątkowo dobrze, chociaż na pozór łączy je raczej szorstkie koleżeństwo niż głębsza więź uczuciowa. Sophia i jej babka spędzają lata na bałtyckiej wysepce, a my obserwujemy ich codzienną krzątaninę – niby nic, ale zwykłe wydarzenia stają się niezwykłe, nabierają baśniowego wymiaru.
Niezwykła codzienność
Poranne kąpiele, spacery po plaży i lesie, odnajdywanie rzeczy wyrzucanych przez morze, obserwacja pogody i zwierząt, rzadkie odwiedziny – to wypełnia czas bohaterek. No i rozmowy, niespieszne dzielenie się wrażeniami, wspomnieniami, snami, czasem kłótnie, czasem słowa pocieszenia, sporo zaskakujących pytań i niezbyt oczywistych odpowiedzi. Niekiedy nie wiemy, która bardziej fantazjuje, a która zachowuje większy rozsądek – zależy od dnia i ich nastroju, pewnie też od pory dnia i pogody, któż to wie. Pewnie dlatego babka i wnuczka się ze sobą nie nudzą i starają się intensywnie przeżywać każdą chwilę.
One dwie
Babka ma osiemdziesiąt lat, jest zdystansowana, bo w końcu wiele widziała i przeżyła, wciąż przenikliwa i nader ceni sobie niezależność, sporo pali, czytuje kryminały, zapomina o lekach i rozmawia z Sophie jak z dorosłą. Ma opiekować się bystrą wnuczką, ale niekiedy trudno wskazać, kto tak naprawdę kim się opiekuje. Sophie, mimo iż rezolutna i ciekawa świata, nie radzi sobie z ciemnością i strachami nocnymi, babka zaś ma poczucie, że traci słowa, wspomnienia, życie, że „sprawy kurczą się dla człowieka i ześlizgują w tył i że to, co było takie przyjemne, nic już nie znaczy i jakby blednie”. Obie dają sobie wsparcie, obie się nawzajem wychowują i uczą patrzenia na życie. Gdzieś w tle przemyka ojciec Sophie, wdowiec, pogrążony w pracy, trochę z boku wydarzeń z życia swojej matki i córki.
Aura odchodzenia
Ich całym światem, przynajmniej w lecie, jest wyspa na Bałtyku. Niewielka, dobrze znana, a jednak chyba nie do końca oswojona. „Wszystko jest tu już gotowe, każdy ma swoje miejsce, zazdrośnie strzeżone, spokojne i samowystarczalne. W obrębie tych brzegów wszystko funkcjonuje według rytuałów, skostniałych od ustawicznego powtarzania, a równocześnie każdy kroczy przez swój dzień tak kapryśnie i przypadkowo, jak gdyby świat kończył się za horyzontem”. Najwyraźniej wyspa jest kolejnym wcieleniem Doliny Muminków, miejsca zwykłego i niezwykłego równocześnie – wszystko zależy od nastawienia. Nawiązań do Muminków wskazać tu można mnóstwo, w gruncie rzeczy po drobnych zmianach wiele z tych świetnych opowiadań (czy mikroopowiadań) idealnie wpasowałoby się w te bardziej melancholijne części cyklu o trollach. Bo wiele tu smutku, mimo iż nic smutnego się dzieje – to tylko aura przemijania życia babki, dzieciństwa Sophie i bałtyckiego lata: „Za każdym razem noce robią się ciemne całkiem niepostrzeżenie. Jakiegoś wieczora w sierpniu wychodzi się na dwór i nagle wszystko jest czarne jak smoła, wielka ciepła czarna cisza otacza dom. Jest nadal lato, ale już ono nie żyje, zatrzymało się nie więdnąc i jesień już stoi u progu”.
Już od dawna się przymierzam do czegoś innego niż Muminki. Ale na razie to tylko plan. Sądząc po melancholii Muminków, inne książki też mają taki „jesienny” klimat. W sensie, że wszystko mija.
A wyspa na Bałtyku i Bałtyk w ogóle to dodatkowy argument, żeby dopaść tą powieść.
Jeśli miałabyś przeczytać tylko jedną Jansson dla dorosłych, to „Lato” jest najlepsze, przynajmniej z tego, co znam. Jansson umiała w melancholię, Bałtyk i wyspy świetnie znała, razem się to świetnie składało.
Skoro „Uczciwa oszustka” mi się podobała, a to jest najlepsze, to będę miał na uwadze swej :)
Miej. A ja sobie poszukam Uczciwej oszustki, bo nie czytałem.
Już namierzyłam w bibliotece. Ciekawe, że mają i w dziecięcym i w dorosłym dziale :-) w pon wypożyczę
No skoro Jansson, to wiadomo, że dla dzieci, bo przecież Muminki :P
A tak w ogóle, to Młodszy życzył sobie czytać Muminki z tej nowej zbiorówki, ale dojechaliśmy chyba do połowy pierwszego tomu i uschło. Wydaje mi się, że skumulowane Muminki dają w kość swoją mniej lub bardziej ukrytą melancholią. A ja po biografii „geniusza” Karpat poszedłem w młodzieżówkę i w końcu ściągnąłem z półki pierwszy tom Nevermoor. Zobaczymy :)
Muminki to się faktycznie dawkuje, chociaż mogłem kiedyś w kółko czytać W Dolinie Muminków, ale to najmniej depresyjna część. Daj znać, jak to Nevermoor, może podrzucę Młodszej, bo znowu dramatycznie nie ma co czytać.