Ślepy zaułek (Alan Bradley, „As Chimney Sweepers Come to Dust”)

bradley_as chimne
Alanowi Bradleyowi zabrakło pomysłu. Już zdarzało mu się balansować nad otchłanią, w której kłapał zębiskami krokodyl z gatunku „za dużo deus ex machina” i jego krewniak, aligator „za dużo szczęśliwych zbiegów okoliczności”. Tym razem jednak Bradley poleciał w przepaść, w rozdziawione paszcze gadów. I w szpony rozżalonego partaniną czytelnika. Czyli mnie.

Dowiedz się więcej

Lektury z fasolowego zagonka, cz. 1

Jak się tak człowiek na serio zabierze za uprawę warzyw, to po robocie i owszem, ma ochotę poczytać coś lekkiego, ale żeby o tych lekturach napisać, to już niekoniecznie. Od pisania wzrok się psuje i plecy garbacieją, więc lepiej dać sobie spokój, internet nie zrobi się przez to uboższy. Nie powiem, przyjemna perspektywa, kusząca i demoralizująca. Nic tylko jej ulec, tym bardziej że z każdym dniem coraz trudniej wrócić do regularnego pisania. Na przełamanie więc tego rozleniwienia i w ramach rozgrzewki przed – mam nadzieję – powrotem już bez dłuższych przerw, notatka zbiorczo-wspomnieniowa.

Dowiedz się więcej

Tego się nie robi czytelnikom (Alan Bradley, „Speaking from among the bones”)

  „To się nie może tak kończyć”, wykrzyknąłem, nie bacząc na kłębiące się dokoła pensjonatowe towarzystwo. Takich rzeczy nie robi się czytelnikom, panie Bradley! Nie rzuca się im pod nogi w ostatnim zdaniu eksplodującej bomby! Namiętność Flawii de Luce do chemii nie słabnie. Nie słabnie też jej zainteresowanie kryminalnymi zagadkami, których – jak na zamówienie … Dowiedz się więcej

Hej-ho, jak fajnie jest być Flawią (Alan Bradley, Cykl o Flawii de Luce, 2-4)

Od lipca szukam efektownego (złośliwi powiedzieliby, że efekciarskiego) zdania, którym mógłbym zacząć tekst o drugim tomie przygód Flawii de Luce. W nadziei na inspirację rzuciłem się do czytania tomu trzeciego, a potem czwartego, których wcale nie miałem w planach i które chciałem sobie zaoszczędzić na później. I nic z tego. Pominę więc wstępne ozdobniki i … Dowiedz się więcej

„Grządka ogórków bez trupa…” (Alan Bradley, „Zatrute ciasteczko”)

 

Niewtajemniczonym angielska prowincja wydaje się nudnym miejscem zamieszkanym przez bogobojne stare panny, hodujące koty i spędzające całe dnia na pielęgnowaniu ogródka i ploteczkach przy herbacie z innymi starymi pannami. Bardziej uświadomieni wiedzą doskonale, że za tą nobliwą fasadą kryją się tłumione emocje, zadawnione urazy i przemilczane skandale. Nader często poranne słońce oświetla trupa leżącego w bibliotece albo i na grządce ogórków. W pewnego typu powieściach grządka ogórków bez trupa w ogóle nie ma racji bytu.

Dowiedz się więcej