Kairski Zaułek Midakk nie ma w sobie nic ze wspaniałości i przepychu Orientu. Jest brudną, boczną uliczną, gdzie swe znojne życie prowadzi garstka ludzi związanych podobnym losem, sąsiedzkimi swarami i plotkami, sympatiami i antypatiami. Dwa domy, kawiarnia, piekarnia, fryzjer, sklep z ciastem. Gdzieś trwa wojna, ale tu jej się nie odczuwa.
Ciasny, ale własny
Zaułek Midakk dla jednych jest domem i niemal całym światem, dla innych stęchłą dziurą, która dławi i nie pozwala na realizację marzeń. Egzystuje się tu spokojnie. Czasem wybuchnie awantura, jakiś skandal na chwilę przerwie marazm, ale poruszenie nie trwa długo. Świat zewnętrzny rzadko tu zagląda, chociaż puls wielkiego miasta bije u wylotu uliczki. Pojawienie się kogoś obcego zwiastuje kłopoty, jak w przypadku Hamidy, przybranej córki swatki. Piękna, ale biedna dziewczyna marzyła o lepszym życiu, strojach, klejnotach. Czy można jej się dziwić, że poszła za przystojnym młodzieńcem, który omamił ją wizją lepszego życia i to mimo tego, że była zaręczona z miłym, lecz ubogim fryzjerem?
Mikroświat
Polski tytuł, niezgodny z oryginalnym, krzywdzi książkę, skupiając naszą uwagę na jednej postaci, zamiast na całym mikroświatku Midakk. Losy Hamidy wcale nie są ważniejsze od spraw i dramatów rozgrywających się w zaułku, przynajmniej nie z perspektywy jej sąsiadów. Być może gdybyśmy weszli w zaułek wcześniej, poznalibyśmy dokładniej życie właściciela kawiarni Hirszy, który wielokrotnie dawał powody do zgorszenia swym pociągiem do młodych chłopców, a jeśli później – to może sąsiedzi zajmowaliby się życiem właścicielki domu Sanijji Afifi, która wyszła za młodszego mężczyznę. I czy skandal wywołany przez dziewczynę był inny od tego, który wybuchł, gdy przyłapano producenta kalek Zajta i „doktora” Busziego na pewnym wstrętnym procederze? Każde wydarzenie w tej małej społeczności wywoływało poruszenie, ale zawsze tylko chwilowe: „Były to plamy, które szybko rozpływały się i znikały na spokojnych, śpiących jego wodach i wieczorem nie pamiętano już przeważnie o tym, co zdarzyło się rankiem”. Po wszystkim mieszkańcy zaułka wracali do swej życiowej rutyny.
Tradycja i przełom
Nadżib Mahfuz skupia w małej uliczce całą galerię typów ludzkich, mężczyzn i kobiet, młodych i starych, pogodzonych z losem lub próbujących wyszarpać od niego lepszą egzystencję, pobożnych i mniej religijnych, ubogich i zamożnych. Każdy z mieszkańców przesuwa się przed naszymi oczami, każdy ma mniejszy lub większy epizod, w którym gra główną rolę, w którym może się nam lepiej zaprezentować. Opowieść toczy się niespiesznie, w rytmie codziennego życia. Poznajemy ten świat w chwili przełomu. Zaułek Midakk jest jeszcze głęboko tradycyjny, z podziałem na czcigodnych i mniej czcigodnych, i patriarchalny (bo chociaż widzimy piekarkę, która regularnie bija męża, to jednak bogata właścicielka kamienicy dochodzi do wniosku, że jednak przydałby się jej małżonek), ale już świtają zmiany. Wojna pozwala młodym zakosztować innego życia: chłopcy dzięki pracy dla armii brytyjskiej uniezależniają się finansowo od ojców, dziewczęta również pracują, porzucają zwyczajowe stroje na rzecz zwiewnych sukienek i zyskują większą swobodę.
Atrakcyjna emerytka
„Hamida z Zaułka Midakk” powstała w 1947 roku, ale dostojnego wieku po niej nie widać. Znakomity język, nutki humoru, posmak egzotyki i barwne postacie sprawiają, że czyta się ją z niesłabnącym zainteresowaniem (chociaż okładkowy opis z wydania Książki i Wiedzy zdradza nazbyt wiele, będąc równocześnie niezbyt precyzyjnym). Rzadko trafia się tak dobra powieść obyczajowa. To jeszcze nie jest dzieło na miarę Nobla, którego Mahfuz dostał 40 lat później, ale już wiele obiecuje i zachęca do pogłębienia znajomości z autorem.
Nadżib Mahfuz, Hamida z Zaułka Midakk, tłum. Jolanta Kozłowska, Książka i Wiedza 1982.
O książce pisała też Agnieszka Tatera.
I to jest przykład książki, która zniechęca okładką.;( OK, takie były czasy i trendy.
Ten brudny mikroświat jest dla mnie wystarczającą rekomendacją, bo po „Rozmowach nad Nilem” jakoś mnie do tego autora nie ciągnęło.
Przypomniało mi się, że z młodszych autorów Al-Aswani też ciekawie pisał o Egipcjanach, tyle że skupił się na jednej kamienicy („Kair”).
Serio okladka zniechęca? Jest co prawda nieco toporna (czy tylko mnie się kojarzy kreska z Kapitana Żbika? :D), ale i tak lepsze to od przypadkowej dziewczyny ze stocka :) W środku są urocze, choć poligraficznie siermiężne, inicjaly z numerami rozdziałów. Al-Aswaniego sobie zapisuję, podoba mi się ten Kair, bo wcześniej znałem go tylko z Klucza do Rebeki :D
Mnie zniechęcała – może dlatego, że Żbik to nie moje klimaty.;)
Kair prezentuje się świetnie w literaturze, do dziś dobrze wspominam „Kwartet aleksandryjski” – wznowiony ostatnio po lalach.
Mnie się bardzo podobają zdjęcia, których używa Smak Słowa we wznowieniach Mahfuza, a Opowieści Starego Kairu w serii KIK są urokliwe :D
No właśnie – nowa okładka jest bajeczna! Niby zdjęcie, ale wprowadza od razu w klimat.
Mam nadzieję, że pociągną dalej. Trylogia kairska wciąż niedokończona.
Może nie jest to okładka najwierniejsza treści powieści, ale podoba mi się i przyciąga wzrok. Kojarzy mi się z komiksem ;) A sama książka zapowiada się genialnie, zwłaszcza że kręci mnie taka tematyka. No i Nobel dla autora o obiecuje bardzo dużo :)
W Hamidzie jeszcze się na Nobla nie zanosi, ale i tak warto ją przeczytać, bardzo odświeżająca powieść :)
Ech, to skupione na małej społeczności spojrzenie, które ładnie pozwala wychwycić to, co umyka w skali makro. Nawet przy tak ważnych tematach jak Holocaust, większą moc rażenia mają personalne historie niż bezduszna statystyka czy ogląd, wybacz niefortunność zwrotu, hurtowy. Ja co prawda nie tak egzotycznie jak Ty, ale mam zamiar zwiedzić Edynburg z bohaterami cyklu McCall Smitha :)
Ja uwielbiam takie literackie przybliżenia, może być jedna kamienica albo ulica, a nawet miasto, bo właśnie zacząłem czytać o Budapeszcie i wsiąkłem :)
Varga?
Vargę już przerobiłem. Mam „Budapeszt 1900” Lukacsa, monografię miasta.
Ze dwa razy miałem w rękach „Londyn” Ackroyda i raz „Jerozolimę” Montefiore i zawsze wymieniałem na lżejszy kaliber. Widać nie jestem stworzony do poważnych książek :D
No one mają chyba po tysiąc stron każda, a tu niecałe 300 :)
Miałem na czytniku, więc to chyba nie gabaryt zadecydował. Podobnie mam z całym Ziemiomorzem. Co popatrzę na półkę, to bym czytał. Wezmę do ręki i odkładam :(
Klasyka gatunku. Ja tak patrzę na te czterotomowe powieści, które bardzo bym chciał przeczytać, ale… Zawsze się znajdzie coś krótszego.
Za to ja z uporem maniaka kończę serię o VV. Jakby podsumować to to jest bite trzy tysiączki :D Wracając do meritum i małych społeczności, to muszę z młodzieżą wrócić do Pożyczalskich :)
Pojechałeś z tym Nesserem, ale widać dobry, skoro się oderwać nie możesz :) Z małych społeczności, u nas po okresie przerwy pojawiło się zapotrzebowanie na nowe 8+2.
Bardzo zacna seria. Odpoczywam przy niej i też czekam na kolejne tomy.
To potem wrzuć sobie jeszcze serię z Barbarottim :)
A nie, nie. Na razie dość mordów, pedofilii i ogólnie ciemnej strony człowieczeństwa. Wczoraj biegałem bez muzy w uszach i jak nawracałem przy takim zagajniku to co i rusz nachodziła mnie myśl, co to będzie jak w świetle czołówki zobaczę stopę wystająca ze zrolowanego dywanu złożonego tamże. To o czymś świadczy. Teraz coś radosnego i oczyszczającego. Myślałem o Poldi :P
Teraz się nie wyrzuca zwłok w dywanach, tylko w workach na śmieci :D A Poldi będzie w sam raz, chociaż tam też jakieś trupy się przewracają :P
Ale chyba nie jest to okraszone tak bardzo dołująco – filozoficznymi przemyśleniami? VV jest momentami strasznie wbijający w fotel. Choć fakt, życie go nie rozpieszcza.
Dołującymi nie, absolutnie :) Dowiesz się, że jak idziesz do Sycylijczyka na obiad, to masz przynieść deser :D
Dopisuję do listy i sprawdzę w bibliotece. Ja nadal nie podtrzymałem postanowienia o sięgnięciu po literaturę arabską, które mi zakiełkowało po przeczytaniu powiązanego numeru LnŚ.
Z całej literatury arabskiej najlłatwiej dostępna jest Księga tysiąca i jednej nocy, ale może będziesz miał szczęście znaleźć i Mahfuza. Doczekał się i wznowień, i nowych wydań niedawno.
Czytałam tylko jego rozmowy nad Nilem i uznałam, że pisarz z niego świetny. Po czym go porzucilam ? Ale na półce lezakuja Opowieści starego Kairu, więc jest szansa na powrót. A teraz zmienię temat, bo ciągle mam żywą w pamięci dyskusje u Nai pod wpisem o pracy tłumaczy. Dzisiaj znalazłam artykuł na ten temat i pomyślałam, że może Cię zainteresowac: https://wiadomosci.wp.pl/nie-dostala-pani-przelewu-bezczelni-pracodawcy-ktorzy-moga-dzis-w-polsce-wszystko-6217400140727937a
Odważ się wrócić do Mahfuza, że tak zakrzyknę!
Za artykuł dziękuję, widziałem i co więcej, przerobiłem na wlasnej skórze, niestety.
Ech z odwaga ostatnio u mnie krucho ale może chociaż na gest sięgnięcia po książkę się zdobede ? A to przykre że doświadczyłes sam tego, o czym w artykule mowa. Czyli to wszystko niestety prawda. Smutne i dla mnie deprymujące.
W moim przypadku to są historie sprzed 15 lat, od tamtej pory udało się zmądrzeć i trafiać na solidniejszych pracodawców.
Dobrze ze choć tyle. Choć przykro ze od 15 lat najwidoczniej nic się nie zmieniło.
Janusze biznesu są zawsze i czasem nie ma możliwości, żeby ich uniknąć.