„Wąż zwinięty na dnie alabastrowej urny” (Natalia Rolleczek, „Świetna i Najświetniejsza”)

Piękna i bogata jest Aleksandria za panowania Augusta. Marmurowe pałace, fontanny i posągi, gwarny port, z którego egipskie towary wysyła się do Rzymu, słynne Muzeum i wielka Biblioteka, latarnia morska na Faros. Dokoła urzędnicy, żołnierze, piękne damy, bankierzy, kupcy, żeglarze, uczeni… Za fasadami jednak, na tylnych podwórcach, miejskich peryferiach jest już mniej wspaniale. Niewolnicy spełniają zachcianki swych panów, słabo opłacani rzemieślnicy garbią się nad warsztatami, biedota ima się najgorszych prac, byle przeżyć. Piękno i bogactwo wielkim powstają kosztem, stare musi upaść, by zrobić miejsce nowemu.

Czarodziejski krater

„W Aleksandrii jak w czarodziejskim kraterze mieszały się sukcesy i klęski, pragnienia i zawiści, okrzyki triumfu, westchnienia rezygnacji, przekleństwa i oklaski”. Tak samo mieszają się one w powieści Natalii Rolleczek, wielowątkowej, pełnej bohaterów, którzy na zmianę wysuwają się na pierwszy plan i chowają w tle, barwnej, wciągającej i nasyconej goryczą, przepełnionej poczuciem klęski i upadku. Jesteśmy świadkami głębokich zmian: do lamusa odchodzą tradycyjne egipskie wierzenia, obyczaje, styl życia, mentalność. Panoszący się wszędzie Rzymianie za nic mają wielowiekową historię ziemi, która dla nich jest tylko źródłem zboża, papirusu, wyrobów rzemieślniczych. Żądają coraz więcej, więc bogacą się urzędnicy i pośrednicy, a ubożeją dzierżawcy, chłopi głodują, bo odbiera im się plony, nie zostawiając wiele na przeżycie. Korupcja, wszechobecne złodziejstwo i wyzysk, donosicielstwo, intrygi, pogarda są codziennością ledwo tylko maskowaną przez marmury i jedwabie. „W tej piękności – niby wąż zwinięty na dnie alabastrowej urny – żyje zdrada, przekupstwo i fałsz”.

Widok Aleksandrii od strony portu.

Piętno śmierci

Natalia Rolleczek powołała do życia mnóstwo bohaterów i z początku trudno wskazać tych głównych. Jest tu zastępca prefekta Aleksandrii Koponiusz, nieudolny hazardzista obarczony kłótliwą żoną, jest farbiarz Uni, jako noworodek znaleziony na śmietniku, jest przegrany przez ojca w karty Lamech, stary sługa Himilkon, mały Grek Apion i jego piękna i wykształcona siostra Ammonia, kapłan boga krokodyla Sobka, niewolnica Anat, rzymski budowniczy dróg Licyniusz i jego syn Lucjusz… Jednak osią książki są losy Tety, egipskiego dzierżawcy, i jego syna Enuma. Teta reprezentuje tradycje egipskie, wiarę w dawnych bogów i obyczaje, uczciwość i rzetelność, które w zetknięciu z rzymską chciwością skazane są na porażkę, Enum zaś to symbol fascynacji kulturą grecką, pragnienia wiedzy, wyjścia z konserwatywnego świata ojca – choć płaci za to wysoką cenę, gdyż młodzieńczy idealizm i ambicja przeżywają wstrząs w zetknięciu z rzeczywistością. Upadek domu Enuma to symbol upadku całego Egiptu: „Czy cały Egipt jest dotknięty piętnem śmierci, że nic się tu utrzymać nie zdoła? Wietrzeją zabytki, giną papirusy, rozpadają się majątki, karleją dusze… […] Czy dzielność, odwaga, uczciwość mogą się rozwijać tam, gdzie wszystko, czego się tknąć, przesiąknięte jest jadem frazesów, pochlebstw, płaszczenia się przed władzą?”. Stary świat musi lec w gruzach, by zrobić miejsce nowemu, to nowe wszakże niekoniecznie jest lepsze; blichtr triumfuje nad dawną mądrością.

Rekonstrukcja latarni morskiej na Faros.

„Baśń unosząca w sobie strzępek prawdy”

Reszta bohaterów wcale nie jest jedynie gromadą statystów. Każdy z nich ma szansę zaprezentować się nam lepiej, każdy dostaje chwilę, gdy nasza uwaga jest skupiona tylko na nim. Lucjusz uosabia rzymskiego ducha śmiałości i przygody, Ammonia jest wcieleniem greckiej harmonii ciała i umysłu, Himilkon to klasyczny stary sługa kuty na cztery nogi. Do najbardziej wyrazistych postaci należy Uni, skromny farbiarz, naiwny, prostolinijny, lojalny i wierny, który gdy tylko dostaje szansę od losu, potrafi ją wykorzystać i odmienić swoje życie; autorka często zestawia go z Enumem, skromność z wyniosłością, pracowitość z gorejącą ambicją… Wraz z nimi wszystkimi przemierzamy Aleksandrię i okolice; mamy dzięki temu okazję poznać Bibliotekę i warsztat tkacki, gospodarstwo Tety i pałac rzymskiego prefekta, egipską świątynię i gwarny port, lepianki najuboższych i pustynię. Przez chwilę możemy zanurzyć się w gwarnym tłumie, pooglądać pochód zwierząt schwytanych dla rzymskiego cyrku czy poczuć smród farbiarni albo lepki muł kanału nawadniającego, żar pustyni i chłód bijący od fontann. Fascynująca to wędrówka, bo fascynujące miejsce i czas opisuje Natalia Rolleczek i robi to znakomicie. W „Świetnej i Najświetniejszej” wszystko tchnie autentyzmem, mimo iż autorka przyznaje, że dopuściła się pewnych odstępstw od historycznych faktów i sama nazywa książkę „rodzajem baśni unoszącej w sobie strzępek prawdy o czasie, który zaginął bezpowrotnie”. Baśń to gorzka i bez szczęśliwego zakończenia, choć pełna barw i zapachów, miejsc i wydarzeń niezwykłych przez swą odległość w czasie, a ów „strzępek prawdy” okazuje całkiem solidną osnową, na której rozpięto rozległą, zachwycającą panoramę tego dawno minionego świata.

Natalia Rolleczek, Świetna i Najświetniejsza, ilustr. Zbigniew Łoskot, Nasza Księgarnia 1989.

O książce pisały też: Anna i Pyza Pruska w ramach akcji „Urocze wakacje z powieściami Natalii Rolleczek”.

(Odwiedzono 2 219 razy, 2 razy dziś)

22 komentarze do “„Wąż zwinięty na dnie alabastrowej urny” (Natalia Rolleczek, „Świetna i Najświetniejsza”)”

  1. I masz rację, to wszystko tam jest, a jednak mnie sama konstrukcja nie do końca do siebie przekonała (zwłaszcza to wybijanie bohaterów, których wątki wtedy nagle się kończą). Teraz jak sobie o tym myślę, to faktycznie służy czemuś większemu, zamierzeniu konstrukcyjnemu: ci bohaterowie muszą ginąć, bo ginie ten świat i oni to jakoś symbolizują (dobrze to ująłeś, że oni są reprezentantami pewnych cech kulturowych może bardziej nawet niż klasowych, taki Himilkon jest w końcu bardziej Fenicjaninem niż starym sługą, powiedziałabym nawet).

    Odpowiedz
    • Pamiętałem, że narzekałaś na konstrukcję, ale mnie tam nic nie zgrzytało; może nie jestem do końca obiektywny, bo pochłonęła mnie ta opowieść do nieprzytomności. Może trochę na początku ta obfitość wątków, które jakoś nie chciały się połączyć, nieco odstręcza, ale to przelotne, a gdy tak w jednej trzeciej zaczyna się odsłaniać panorama, to już sam miód. A że bohaterowie giną – to cóż, tu nie miało być happy endów, skoro to wizerunek schyłku i upadku. Ja bym się ucieszył, gdyby Himilkon zaczął nowe życie – ale takie rzeczy się nie zdarzają starym służącym, niestety. I owszem, on był Fenicjaninem i reprezentował pewne cechy potocznie kojarzone z jego nacją, ale chyba jednak bardziej był modelowym starym sługą, co to ma oczy otwarte, anegdotę i radę na każdą okazję, a to, co pańskie, uważa za swoje :) Bohaterowie na pewno reprezentują różne kultury, ale jednak kwestie klasowe Rolleczek też wybiła, nienachalnie, ale dość wyraźnie.

      Odpowiedz
      • Nie będę się kłóciła, bo fakt – jedno się z drugim łączy. A co do mojego raczej chłodnego podejścia do tej akurat powieści Rolleczek, to myślę, że ma tu swoje trzy grosze do wtrącenia kwestia horyzontu czytelniczego: trochę czegoś innego się spodziewałam (kwestia czytania „po kolei” i przyzwyczajenia do pewnych rozwiązań), a co innego dostałam. Ale jeśli pomyśleć, że faktyczną bohaterką jest tutaj Aleksandria, a pozostali bohaterowie się jej przydarzają raczej, żeby zilustrować pewne kwestie – to taka a nie inna konstrukcja i takie a nie inne losy postaci są zrozumiałe. Chociaż i tak to, co się stało z Enumem mnie zaskoczyło, przyznaję.

        Odpowiedz
        • Tu wskazówką jest tytuł: to jest książka o Aleksandrii pokazywanej poprzez losy wszystkich bohaterów, choć faktycznie dość długo nie jest to oczywiste :) Jak na Rolleczek (przypomnijmy sobie Teodorę i Judytę!), konstrukcja jest wręcz wzorowa.
          A Enum musiał zginąć: bo Uni musiał zostać wynagrodzony (chociaż pozorna to nagroda), bo zbyt chętnie porzucił własną kulturę, bo spalała go chorobliwa ambicja. Mnie dużo bardziej zaskoczył los Himilkona.

          Odpowiedz
          • Jasne, i można się tego domyśleć, tutaj po prostu własne czytelnicze doświadczenie sprowadziło mnie na manowce ;-). Przy czym zgadzam się, to jest książka bardzo dojrzała, nie ma w niej tego, co drażniło u Judyty, że o Teodorze nie wspomnę. Nie zostanie moją ulubioną Rolleczek, ale fakt – w każdym muzeum ze starożytnościami, które zwizytowałam od czasu lektury, od razu nasuwała mi się na myśl. Powinnam się zabrać za „Selene…”, tylko wydanie mnie odstrasza :-(.

            No tak, autorka tutaj nie miała litości, zwłaszcza że wykończyła nie tylko Himilkona, ale i niewinne (no, w miarę) towarzyszące mu chłopię. A z Unim to trochę tak „od zera do bohatera”, przyjemnie się obserwuje jego rozwój, zwłaszcza że naprawdę zaczyna z zupełnego dna.

            Odpowiedz
            • Mnie się wydaje, że Trzy córki króla są jeszcze lepsze, ale czytałem to w wieku 12 lat, więc to tylko wrażenie. Na pewno powtórzę, szczególnie po tym zafascynowaniu Świetną :)
              Przy Unim miałem delikatne szmery, że jednak w finale autorka trochę przeszarżowała z tą karierą, bo wcześniej Uni raczej bystrością nie grzeszył, chociaż geny miał niezłe :P Ale polubiłem chłopaka, więc mu nie żałuję.

              Odpowiedz
  2. Bardzo podoba mi się ta recenzja :) Aż mam ochotę wypożyczyć z biblioteki. Przez jakiś czas o tym myślałam, potem zapomniałam, potem odrzuciła mnie recenzja Pyzy xD Ale teraz zaciekawiła mnie ta panoramiczna wizja autorki.

    Trzy córki króla uważam za cudowne, ale też czytałam w podobnym wieku, no, góra 15 lat, więc nie wiem, jak podeszłabym teraz. Ale wtedy wciągnęły mnie bez reszty. Aż strach podchodzić ponownie, bo co, jeśli teraz nie zrobią takiego wrażenia?

    Odpowiedz
    • Mnie recenzja Pyzy nieco skonfundowała, bo wspomnienia z dzieciństwa miałem zupełnie odmienne od jej wrażeń :) Ale moim zdaniem ze wszech miar warto.
      Trzy córki króla już leżą na wierzchu, może nie załapią się latem, ale na pewno wkrótce. Jestem dobrej myśli co do wrażeń.

      Odpowiedz
  3. Po nieudanej próbie głośnego czytania „Kuby …” zarzuciłem Rolleczek i do dziś dnia nie powróciłem. Ale chyba zimową porą rzucę się w odmęty starej młodzieżówki, bo już mnie osłabiają te współczesne hity. Skończyłem okrzyczaną trylogię Joe Abercrombiego i przez ostatni tom w zasadzie się przedzierałem. Ulubione powiedzonka czy wręcz całe sceny, walone chyba przy pomocy Ctrl-C Ctrl-V, działały mi strasznie na nerwy i gdyby nie nić sympatii do paru bohaterów chyba rzuciłbym w kąt. Wolę starą, dobrą szkołę polskiej powieści przygodowej :D Tam nikt nie wysuwa podbródka co druga strona, ani nie rozbija komuś ust krawędzią tarczy co trzecia :P

    Odpowiedz
      • Wiem, że warto, cóż jak się jakoś nie złożyło :( No i oprócz Rolleczek mam kilka tytułów, które chciałem przeczytać pacholęciem będąc i tak zeszło.
        Komuś, nie sobie, aż takie poopy to z nich nie są :P

        Odpowiedz
          • Ech, przekleństwo skrótów myślowych :) Mają, mają, tylko że autor w każdy opis walki (a jest ich od groma i trochę), musiał wpleść tekst o rozwalaniu warg przeciwnika krawędzią tarczy. Każda sytuacja, gdzie ktoś chciał zademonstrować swoją władczość i zdecydowanie to wysuwanie podbródka itd. i w ten deseń. Plus ciągłe powtarzanie pewnych haseł, będących lokalnymi złotymi myślami i nieustanne podkreślanie niepełnosprawności jednej z postaci. Naprawdę miałem ochotę krzyczeć: „Do cholery, wiem już jak wygląda ta zniekształcona kończyna i co jej właściciel zwykł z nią robić! Basta! Dość!”, niestety autor już wszystko opisał :P

            Odpowiedz
              • Takoż obstawiam :) I dlatego na razie przestaję kroczyć tą ścieżką. Gorzej, bo nie wiem za co się złapać. Mimo mankamentów, czytało mi się to lekkie fantasy całkiem, całkiem. Wiadomo czasem z uśmieszkiem politowania na twarzy, bo rzecz dotyczy m.in. podchodów miłosnych młodych ludzi, ale było też parę mocnych scen, które robiły wrażenie.
                Zacząłem czytać biografię Lucasa, ale jakoś chyba nie mam fazy na cudze życie. Teraz wziąłem do ręki jakiś bestseller o ojcu co to dziecko odstawił do przedszkola. W zamyśle śmiszny w opór, ale albo Wawrzyniec za wysoko postawił poprzeczkę w gatunku komediowych perypetii z progeniturą albo mnie to już tak bardzo nie śmieszy. 50 stron i dwa parsknięcia.
                Propozycje?

                Odpowiedz
                • O, a coś się zmieniło w kwestii zakończenia „Kronik …” pióra pani Ewy? Bo chętnie bym odnowił znajomość z Kamykiem i resztą :) „Róży” nie ma na Legimi, ale za to jest Wójtowicz. To cykl czy samotna wyspa? Bo jak to drugie to spróbuję :)

                • Wójtowicz na razie samotna, ale będzie ciąg dalszy chyba. A Trupa na plaży Jadowskiej czytałeś?
                  Róża to staroć, dwa cykle opowiadań, za to cykl chyba doczekał się dokończenia, Jaguar wznawia.

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.