Wracałem kilka dni temu z pracy, gdy w radio powiedzieli o odnalezieniu przez Norwegów wraku frachtowca „Rio de Janeiro”. Statek przewoził niemieckich żołnierzy, którzy mieli uczestniczyć w inwazji na Norwegię, a zatopił go w kwietniu 1940 roku polski okręt podwodny ORP „Orzeł”. Tak się przypadkiem złożyło, że tę historię poznałem w zeszłym tygodniu, nadrabiając czytelnicze zaległości.
Powieść Stanisława Biskupskiego powinienem był przeczytać w wieku dwunastu lat, ale wtedy – mimo iż lubiłem książki o wojnie – starannie pomijałem te o marynarce i lotnictwie. Ani morskie konwoje i walki z u-bootami, ani powietrzne pojedynki nie przemawiały do mojej wyobraźni, nieuleczalnie chyba zainfekowanej przygodami czterech pancernych (i psa). Tymczasem okazało się, że „ORP »Orzeł« zaginął”, mimo iż napisane w mocno zamierzchłej przeszłości, jest fascynujące. Z krótkich wojennych dziejów jednostki Biskupski stworzył dynamiczną opowieść, trzymającą w napięciu i – na ile udało mi się sprawdzić – wierną faktom. Mamy więc zaskoczenie załogi wybuchem wojny, krążenie po Bałtyku w oczekiwaniu na rozkaz podjęcia akcji, rejs do Tallina i internowanie, wreszcie dramatyczną ucieczkę z niewoli. Ukoronowaniem krótkiej historii „Orła” stało się zatopienie „Rio de Janeiro”. Niedługo potem okręt zaginął w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach. Mimo poszukiwań do dziś nie udało się odnaleźć jego wraku.
Książka jest pochwałą i okrętu – nader nowoczesnego, „który morze ukochało szczególnie”, jak to ujął jeden z marynarzy, i załogi, z którą zżywamy się od razu. Szeregowi marynarze i podoficerowie przedstawiani są z sympatią: zdyscyplinowani, dobrze wyszkoleni, równe chłopaki „z kościami”, do tańca i do różańca. Na ich tle niekorzystnie wygląda dowódca okrętu komandor Kłoczkowski, który ewidentnie nie wytrzymuje napięcia nerwowego w pierwszych dniach wojny i kieruje okręt do estońskiej stolicy, by tam zejść na ląd po pozorem choroby. Jego następca, porucznik Grudziński, lepiej sobie radzi ze stresem, ale i on – co wypomina mu młodszy kolega – traci kontakt z załogą, szczególnie gdy po dotarciu do Wielkiej Brytanii nie zgłasza do odznaczeń wszystkich jej członków. Dostało się też wizytującemu okręt kontradmirałowi. W końcu PRL-u nie wypadało dobrze pisać o sanacyjnych oficerach, należało wyraźnie wskazać, że nie im należy się szacunek i tytuł bohaterów. Muszę jednak przyznać, że Biskupski poczynił te koncesje bardzo zręcznie; gdybym się podejrzliwie nie doszukiwał takich elementów, to pewnie pochłonięty akcją bym je przegapił. To jednak tylko detale w naprawdę porządnej powieści wojennej. Wątpię co prawda, by zainteresowała młodych, ale dla czytelników w średnim wieku będzie w sam raz.
Stanisław Biskupski, ORP „Orzeł” zaginął, Nasza Księgarnia 1975.
Czy ja wiem czy nie dla młodego? Ja z przekory wrzuciłem do CD w aucie „Do przerwy 0:1” Bahdaja i ostatnio musiałem po powrocie od Dziadków odsiedzieć jakieś 10 minut pod domem, bo „jeszcze tylko to”. A to przecież też ramotka :)
Starsza też wysłuchała Bahdaja i to nawet paru książek, ale „Orła” by raczej rzuciła w kąt :)
„Bibliotekę młodych” czytają już chyba tylko czytelnicy w średnim wieku :-) Historia Orła w ogóle ma szczęście, jeśli można tak powiedzieć, bo film Buczkowskiego też mimo, że staruszek chyba taki sam jak książka też trzyma się nieźle.
Moje dziecko kilka tomów przeczytało:) A film Buczkowskiego sobie odświeżę, bo słabo pamiętam, a chyba wisi w internecie.
Szacunek dla dziecka :-), bo chociaż to książki na niezłym poziomie literackim, to jednak chyba trochę zwietrzałe, choćby przez to że pisane w innych realiach.
Na wabia czytaliśmy na głos, a jak się wciągnęła, to szybciutko dokończyła sama :) Chyba Wakacje z duchami się podobały najbardziej.
Tym większy szacun :-) chociaż film lubiłem, to książki chyba nigdy nie przeczytałem od deski do deski.
Bo serial chyba dynamiczniejszy, też zawsze wolałem oglądać, niż czytać.
Mój ulubiony Bahdajowski serial to jednak „Podróż za jeden uśmiech”
Nie tylko Twój :)
No proszę :-), na drugim miejscu „Samochodzik i templariusze” wg Nienackiego a na trzecim ex-aequo „Gruby” wg Minkowskiego i „Wakacje z duchami”.
A gdzie „Do przerwy”? „Stawiam na Tolka Banana”?
Ilość miejsc na podium jest ograniczona a one się jednak nie zmieściły podobnie jak Szaleństwo Majki Skowron, Siedem stron świata, Niewiarygodne przygody Marka Piegusa, Dziewczyna i chłopak itp. itd.
Nie, u mnie Szaleństwo daleko za podium, za dużo psychodelii :)
Dla mnie ważniejsze od psychodelii było to, że Majka mi się nie podobała :-)
Z charakteru czy z twarzy?
W tamtym czasie, gdy oglądałem ją po raz pierwszy – z twarzy, na charakter jeszcze tak bardzo nie zwracałem uwagi :-)
:) Ja tam nigdy nie miałem przekonania ani do książki, ani do serialu. Mętniactwo i tyle.
Typowo seksistowskie podejście – marginalizowanie dylematów dorastającej dziewczyny nierozumianej przez ojca :-) Wolałeś pewnie w piłkę pograć albo oglądać seriale, w których mężczyźni odgrywali dominujące role w rodzaju „Czterech pancernych i psa”. Skandal! :-)
Czterech pancernych wolałem od każdego serialu :P Jakby to były dylematy dorastającego chłopaka, to też bym zlekceważył, ja lubiłem kawę na ławę, a nie aluzje i półsłówka :)
Aż dziwne, że nie czytałam za młodu, bo w przeciwieństwie do Ciebie lubiłam czytać książki o marynarce wojennej (z powodów-powiedzmy rodzinnych:). Tak więc, mimo, że powinnam za młodu – to z chęcią przeczytam teraz. I dołączam do klubu wielbicieli Podróży za jeden uśmiech . Inne też wywołują przyjemne wspomnienia. I rozumiem Marlowa, bo mi się Majka też nie podobała – ani z twarzy, ani z charakteru
Życzę miłych wrażeń z książką:) A niechętne uczucia wobec Majki Skowron, jak widzę, były dość powszechne:)
Moje standardowe pytanie: czy dla zainteresowanego historią 9-latka będzie to w ogóle odpowiednie?
Myślę, że tak, z drobną pomocą tatusia :)