Kiedy w 1871 roku Henryk Schliemann wbijał łopatę w tureckie wzgórze Hissarlik, miał 49 lat. Wydobył się z nędzy, poznał wiele języków obcych, zdobył majątek, prowadząc interesy na niemal całym świecie, ale przede wszystkim wreszcie realizował swoje dziecięce marzenie: odkrywał Troję, opiewaną przez Homera, gród, o którego istnieniu nie wszyscy byli przekonani, uznawany niekiedy za wymysł poety.
Troja była jego obsesją
od chwili, gdy w bibliotece swego ojca, pastora, odkrył wiersze Homera. Ilion owładnął wyobraźnią chłopca; już gdy miał osiem i pół roku zamierzał wyruszyć na poszukiwania, nauczywszy się wpierw po grecku. Henryk nie wiedział wtedy, ile czasu minie, zanim faktycznie zbliży się do swego celu.
Historia opisana przez H.A. Stolla dawno temu owładnęła moją wyobraźnią jak chyba żadna inna, może poza „Bogami, grobami i uczonymi” W. Cerama. Trudno, żeby tak się nie stało: obie są porywającymi, barwnymi opowieściami o odkrywaniu zaginionych skarbów, o wielkiej przygodzie, która dała początek archeologii. Schliemann to jeden z jej pionierów; self-made man, poliglota, samouk, obdarzony niezwykłą intuicją i wyobraźnią, a przede wszystkim ogromną wiarą w to, że Troja istniała i da się odnaleźć jej ślady. Rok za rokiem śledzimy jego życie, razem z nim pokonujemy przeciwności losu, uczestniczymy w przełomowych chwilach, obserwujemy fantastyczną karierę od zabiedzonego subiekta do kupca prowadzącego interesy na wszystkich kontynentach. Stoll mówi wyraźnie: jeśli macie cel, marzenie, nie rezygnujcie z niego, nie zapominajcie o nim, walczcie o jego realizację mimo przeszkód, szyderstw, ludzkiej niechęci. Schliemannowi się powiodło, zapisał się w historii jako odkrywca Troi, udowodnił przeciwnikom, że ma rację.
Powieść przeznaczona jest dla młodzieży,
więc autor tak rozkłada akcenty, by czytelnicy mogli uważać Schliemanna za wzór do naśladowania: podkreśla ambicję, upór w dążeniu do celu, pilną naukę na własną rękę, odwagę w stawianiu pytań i znajdowaniu odpowiedzi sprzecznych z uznanymi poglądami. „Ci, którzy torują nowe drogi – żyją wiecznie”, podkreśla. Nie da się jednak ukryć, że bohater książki nie był postacią świetlaną. Jego sen o Troi przeradzał się niekiedy w przerażającą obsesję: włos staje na głowie, gdy czytamy, że w ramach konkurów o rękę swej drugiej żony urządził jej regularny egzamin z Homera, a całej służbie nadawał imiona zaczerpnięte z „Iliady”; pokolenia archeologów wpadają w rozpacz na myśl o tym, ile strat przyniosły gorączkowe wykopaliska Schliemanna, który pogardzał wszystkim, co nie należało do jego ukochanej epoki, i jak gruz i śmieci traktował znaleziska greckie, hellenistyczne czy rzymskie. Wytrwałość w dążeniu do celu stawała się uporem, który nie zważał na zdrowie własne i cudze, zmieniała się w porywczość, gdy coś stawało jej na przeszkodzie. To wszystko jednak zauważą pewnie dorośli czytelnicy, a mimo to – tak jak i ja po latach – dadzą się porwać tej historii i będą śledzić zmienne koleje życia Schliemanna: może nie dla niego samego, ale by ujrzeć, jak realizuje się marzenie z dzieciństwa, jedno z tych, o których większość z nas szybko zapomina, a którego Schliemann nie zapomniał.
H.A. Stoll, Sen o Troi, tłum. Halina i Stanisław Kowalewscy, Nasza Księgarnia 1988.
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 1 507 razy, 8 razy dziś)
Ciekawe, ilu z nas za młodu marzyło o tym, by zostać archeologiem? Mnie trzymało chyba przez rok, choć „Snu o Troi” nie czytałam (w każdym razie po lekturze Twojego posta nie otworzyła mi się żadna klapka w głowie).
I nie wiem, którą żoną Schliemanna była Zofia, ale to chyba oczywiste, że takie klejnoty nie mogły przypaść byle komu!:)
Na przeczytanie nigdy nie jest za późno:) Mnie też trzymało koło roku, ale przegłówkowałem sprawę, uznałem, że Troja odkopana, Tutenchamon odnaleziony, a rozgrzebywanie rodzimych kurhanów po garść skorup to raczej nudne zajęcie. A Zofia była żoną numer dwa, wytresowaną w stopniu wręcz niewiarygodnym, chociaż ofiarowanie jej klejnotów Heleny świadczy, że jednak ją ten Schliemann kochał :)
Na razie jakoś nie ciągnie mnie do takich lektur, ale nie jest wykluczone, że może się to zmienić. Już nie pamiętam dlaczego ja porzuciłam archeologiczne plany, ale na pewno nie była to obawa, że przy okazji wykopków połamię sobie paznokcie!:P
I bardzo ciekawe, jakie to klejnoty ostatnio podarowałeś żonie, hę?
No jak to jakie klejnoty? Dwie córki jak perły :D
Jeśli ciągle wiszą matce na szyi, to osobiście wolałabym coś z filigranów:P
zwisają tylko okazjonalnie, ku żałości osamotnionej matki :P
No bo też to już najwyższy czas, by obdarzyć żonę czymś nowym, niekoniecznie z tego samego rodzaju kolekcji!:P
Tiaa, szczególnie że w ostatecznym rozrachunku nawet brylant taniej wychodzi :P
Momarta, ja tam marzę, by wykopać kiedyś w ogródku kolczyki, com je wiosną zeszłego roku zasiała z resztą nasion. I znów wyglądać jak Zofia S. ;)
Tak się teraz bliżej Zofii przyjrzałam i odkryłam, że to co ma w uszach jest integralną częścią tego, co na szyi. Pomódl się może lepiej o klęskę nieurodzaju, co?:P
pisanyinaczej.blogspot.com
Ja sobie raczej lekturę odpuszczę póki co.
Nie ma przymusu :P
Aż mi serce żywiej zabiło, moja ukochana książka, którą dostałam w prezencie w 1971 roku, życiorys Heinricha Schliemanna znałam długi czas prawie na pamięć… i oczywiście chciałam zostać archeologiem :)
Po takiej lekturze to tylko chwycić za łopatę i zaczynać wykopaliska:) Szalenie sugestywna książka.
Ciekawa jestem, czy czytałeś Grecki skarb?, jako wielbiciel i Stone i Schilemanna pewnie tak. Ja do dziś pamiętam rozdział z książki Bogowie, groby i uczeni o odkrywaniu skarbów Tutenchamona, miałam tę scenę przed oczami, kiedy oglądałam skrzynie,sarkofag i skarby z grobowca w Muzeum kairskim. Ależ to działało na wyobraźnię. No i jaki budujący przykład, spełnienia marzeń, dzięki wytrwałości, wierze i pracy. Snu o Troi nie czytałam, ale Grecki skarb bardzo mi się podobał. A te perły to myślałam były podarunkiem od szanownej małżonki dla Ciebie, a tu okazuje się, że na odwrót :)
Do Greckiego skarbu jeszcze nie doszedłem, wszystko w swoim czasie. Czy Schliemann jest w nim ukazany jako antypatyczny typek? :)
Perły prezentem wzajemnym :D
Znikła moja odpowiedź :( napisałam, że antypatyczny nie jest, ale też nie jest ukazany, jako człowiek bez wad i mimo, iż bywa irytujący, to da się go lubić. Stone zresztą mam wrażenie lubi swoich bohaterów.
Do spamu nie wpadła, może jakieś chwilowe zakłócenie to było. Stone faktycznie lubi swoich bohaterów, tyle że moim zdaniem Schliemanna się średnio dawało lubić :P
Straszna jest taka archeologiczna bezwzględność, zupełnie mi takie 'epokowe’ zaślepienie nie równoważy puli zasług.
Wszyscy pionierzy archeologii mają takie grzechy na sumieniu. to nie były czasy, gdy się sitkiem przesiewało każdą garść ziemi. Ale intuicję miał Schliemann niesamowitą, bez niego pewnie do dziś by trwała dyskusja nad Troją.
Fakt, to teraz takie czasy, że się cackamy z każdą skorupką, ciemniejszą karnacją czy mniejszością… ;)
O karnacjach się nie wypowiadam, ale w archeologii cackać się ze skorupkami trzeba :P
Ja znam tylko wariant Cerama, swoją drogą ciekawe czy powieść Stolla nie była czasami inspiracją dla „Złotych koron księcia Dardanów”.
Żeby to stwierdzić, musiałbym przeczytać Pauksztę, a jestem w okropnym niedoczasie :D
Żeby to stwierdzić, musiałbym przeczytać Pauksztę, a jestem w okropnym niedoczasie :D
Teraz to nie warto, zwłaszcza że byłbyś spóźniony pewnie o jakieś 20 lat, jeśli nie więcej :-)
Toteż zbytnio się nie palę. Za to Stoll niezbyt się zestarzał.
Schliemann, ten który udowodnił, że Homer choć ślepy, „napisał” prawdę.
Wszyscy napisali już wszystko co chciałem napisać. I o „Greckim skarbie” i o archeologach – niszczycielach, i o zafiksowanym do przesady Heniu. Ech, tak to jest jak się nie jest na bieżąco :(
Ale zupełnie się nie przejmuj:) Dodatkowy komentarzyk jest, dodatkowa odsłona wygenerowana, więc jakby wypasiony sponsor pytał o oglądalność, to będzie świetnie wyglądało :P A na drugi raz proszę się nie zaniedbywać tak haniebnie:P
Pamiętam tę książkę z dzieciństwa, wtedy mnie porwała, ciekawe, jak odebrałabym ją teraz?
Może warto się skusić na powtórkę :)