Rodzina Hermanssonów powinna mieć naprawdę wielką szafę na wszystkie żale, pretensje, grzechy mniejsze i większe, wstydliwe sekrety, niewypowiedziane gorzkie słowa, zmarnowane lata. Od dawna wszystkie te negatywne uczucia kumulowały się i tylko czekały na pretekst, by się ujawnić i zmieść ich na pozór spokojny i uładzony świat.
Zjazd rodzinny z okazji 65 urodzin głowy rodziny,
emerytowanego nauczyciela Karla-Erika, i czterdziestki jego ulubionej, faworyzowanej córki Ebby nie budzi entuzjazmu w nikim poza jubilatami. Karl-Erik jest tak sztywnym, pompatycznym nudziarzem, że jego własną żonę, Rosemarie, przeraża perspektywa życia z nim na emeryturze, tym bardziej że bez konsultacji z nią podjął decyzję o przeprowadzce do Hiszpanii. Dwójka pozostałych dzieci Hermanssonów, Robert i Kristina, też nie palą się do wizyty w rodzinnym domu. Ostatecznie jednak wszyscy stawiają się na zaproszenie rodziców, by z zaciśniętymi zębami przetrwać uroczystości. Spokój zgromadzonych burzy zaginięcie Roberta i starszego syna Ebby, Henrika.
„Człowiek bez psa” od tego momentu powinien stać się kryminałem. Ale nic z tego. Mamy co prawda śledztwo i prowadzącego je policjanta, ale nie te elementy są najważniejsze. Są wręcz marginalne, szczególnie że czytelnik zna losy obu zaginionych.
Jest za to powieść Nessera znakomitym studium rodziny postawionej w obliczu tragedii
i jej stopniowego rozpadu. W miarę trwania daremnego dochodzenia jasne się staje i dla czytelnika, i dla Hermanssonów, że „niektóre rodziny potrafią znieść katastrofę, inne nie”. Oni należą do tej drugiej kategorii. Dlaczego? Może dlatego, że nigdy tak naprawdę nie byli rodziną, która kocha i daje poczucie bezpieczeństwa, wybacza błędy i wspiera się w trudnych chwilach. Karl-Erik i Rosemarie nie umieli dać tego swoim dzieciom, a one nie przekazały tego swoim partnerom i dzieciom.
Główną rolę w książce odgrywają pozory. Starsi państwo Hermanssonowie uchodzą za idealne małżeństwo. Skąd więc w głowie Rosemarie myśli o zabiciu męża albo samobójstwie? Skąd chłód i brak zaufania w rodzinie Ebby, która wzorem swojego ojca faworyzuje starszego syna, kreując go na ideał bez skazy? Jakie tajemnice ukrywają się za fasadą szczęśliwego związku Kristiny z bogatym producentem telewizyjnym? W tym uładzonym świecie nie ma miejsca dla błądzących, a nawet dla zwyczajnych. Robert jest rodzinną czarną owcą o burzliwym życiorysie, którego ostatecznie skreślił występ w podłym reality show. Nie liczą się nawet mąż Ebby, Leif, i młodszy syn Kristoff, którzy nie dorastają do jej ambicji i wyobrażeń. Ciosy, które spadły na bohaterów, zniszczyły kruchą, iluzoryczną równowagę, uruchomiły destrukcyjne mechanizmy starannie poukrywane gdzieś głęboko, zmusiły do spojrzenia na nowo na siebie i bliskich.
Cała nasza uwaga skupia się na Hermanssonach i trochę umyka wśród tego rodzinnego dramatu
postać policjanta, który powinien grać pierwsze skrzypce.
Gunnar Barbarotti jest standardowo rozwiedziony, ale – o dziwo! – nie popadł z tego powodu w alkoholizm. Utrzymuje dobre stosunki ze swoimi dziećmi, wyróżnia się w służbie (chociaż Nesser raczej nie daje mu w tym tomie okazji do udowodnienia zawodowych kompetencji), robi solidne, sympatyczne wrażenie i budzi zaufanie czytelnika (ma też poczucie humoru). A, i jeszcze potrafi targować się z Bogiem. Jeśli w następnych częściach autor pozwoli mu się pełniej zaprezentować, będzie to z pewnością postać warta uwagi. W „Człowieku bez psa” jednak Barbarottiemu sprzyjają raczej zbiegi okoliczności niż metody śledcze, a on sam pojawia się w minimalnych dawkach.
Nessera rekomendowała mi – z prawdziwym żarem wiernej wyznawczyni – Królowa Matka, która zresztą popełniła na ten temat obszerny wpis z dygresjami (także kulinarnymi). Było to jakiś czas temu, ale do dziś pamiętam zdanie, że „kupiła Kryminał, a dostała Literaturę”. Możecie mi nie wierzyć, ale w słowie „Literatura” ta duża litera na początku była wyraźnie słyszalna. Na dodatek w tym krótkim stwierdzeniu zawarta jest cała prawda o powieści Nessera. Zwolennicy zmęczonych życiem gliniarzy żmudnie prowadzących śledztwo w podmuchach zimnych skandynawskich wiatrów mogą nie być usatysfakcjonowani. Zdecydowanie jednak „Człowieka bez psa” trzeba poznać, aczkolwiek, wbrew opinii przytoczonej na okładce, nie „będziecie się dobrze bawić”. Raczej zanurzycie się w świecie przejmującego uczuciowego chłodu i będziecie w nim drżeć, oblepieni toksycznymi emocjami bohaterów.
Håkan Nesser, Człowiek bez psa, tłum. Maciej Muszalski, Czarna Owca 2015.
W następnej części („Całkiem inna historia”) Barbarotti nie sprawia już wrażenia postaci drugoplanowej i jest bardzo sympatyczny. :) Nessera czytałam raczej wyrywkowo, ale odniosłam wrażenie, że najbardziej interesująco opisane są w jego książkach ofiary i środowisko w jakim się obracają, czego najlepszym przykładem jest właśnie „Człowiek bez psa”. Od portretu „kochającej” rodziny dreszcze przechodzą po plecach.
Barbarotti wydał mi się interesujący i sympatyczny właśnie i chętnie bym więcej o nim poczytał; dobrze, że później się pojawia intensywniej. Nawet jeśli następne tomy będą już bardziej kryminalne, to i tak podejrzewam, że poziom nie spadnie, a porządnie nakreślone tło to mój ulubiony element kryminałów :)
Znam serię o VV, przynajmniej do momentu, w którym musiałem przerwać lekturę, bo biblioteka nie dysponowała kolejnymi tomami. Teraz dysponuje, z tym że u mnie krucho z czasem. Ale zima idzie, to może wrócę do jednego, a zapoznam się z drugim :)
Ja się zasadziłem na obie serie, ale Barbarotti pierwszy. Chociaż jak znam siebie, to do wiosny góra z jeden tom przeczytam.
Trochę żal, bo zazwyczaj ciężko wrócić do przerwanej serii. Mam nadzieję, że Legimi w końcu wysmaży usługę na kindle i wtedy pojadę serią, jak to ładnie nazwałeś :)
Ponoć już od października, nie trać nadziei :)
Nie tracę, aczkolwiek jest chyba jakaś moda na przesuwanie wszelakich premier. Dodatek do Splendora też miał być lada dzień. I Flawia :(
Flawia oficjalnie zawisła w zapowiedziach, pewnie będzie na targi w Krakowie :)
Oby się potwierdziło Twoje wizjonerstwo :P Przybywacie?
Nie. Mamy dość targów krakowskich na pewien czas :P
@ZwL Zasadniczo my chyba też nie, choć, o dziwo, Starszy mocno naciska na wizytę i nawet ma już jakieś plany zakupowo-autografowe. Tylko, że jak 15tego lecę „połówkę” w Kraku i nie wiem czy mi się będzie chciało jechać za 2 tygodnie ponownie :P No, ale jak mam ukrzywdzić czytelnika, to pewnie pojadę :D
Rozszalałeś się z tymi zawodami :) Ale młodzież czytelniczą trzeba doceniać i dopieszczać, to przyszłość narodu jest.
Zatem postanowione! Ciekawe tylko czy peż to wytrzyma? :P
PS. No i Flawię sobie przywiozę :D
Tylko nie mów Małżonce, że to przeze mnie te wojaże :)
Bez psa i policjant nie popadający w alkoholizm :o
Autora nie znam, ale mnie zaintrygowałeś więc pewnie się pokuszę i to w dodatku w papierze, bo jak widzę ebook droższy od książki.
Źle jest z literaturą, skoro policjant, który nie pije, jest rarytasem :D Papier faktycznie za grosze, bo trwa wyprzedaż kioskowej serii, na dodatek w twardej oprawie.
Drugi tom jest może mniej ciekawy w sferze psychologiczno-obyczajowej, ale bardziej kryminalny i konstrukcyjnie to prawdziwa perełka. Mo ulubiony Barbarotti to jednak „Rzeźniczka z Małej Birmy”. Ogólnie zazdroszczę, że tyle dobra jeszcze przed tobą, jedynie „Drugie życie pana Roosa” trochę odstaje poziomem.
Jestem zaopatrzony w Nessera na długie lata i zamierzam sobie dawkować. Chyba że mnie wciągnie jak ostatnio Akunin i pójdę serią :)
Ja dopiero przy Van Veeterenie zaczęłam oszczędzać, Barbarotti leciał natychmiast po premierze każdego kolejnego tomu. Zostały mi jeszcze tylko 3 kryminały Nessera, a potem pustka. Jego sposób pisania jestjedyny w swoim rodzaju. A z Fandorinem tak już jest, przestać się po prostu nie da:))
Od Fandorina faktycznie oderwałem się tylko przez rozsądek, żeby sobie nie obrzydzić :) Nessera myślę, że nie ma co częściej niż raz na kwartał :D
To, co napisałeś daje mi wiele wartościowych danych i buduje zarazem obraz tej książki, charakterystykę, którą nie raz słyszałem. Na pierwszy plan wypływają losy rodziny, osobę prowadzącą śledztwo odsunięto raczej na dalszy tor, w dodatku pomagają jej zrządzenia losu, a nie merytoryczne umiejętności i doświadczenie. Wierzę Ci, że to dobra „Literatura”, ale tak się składa, że sympatyzuję przede wszystkim ze „zmęczonymi życiem gliniarzami, żmudnie prowadzącymi [swoje] śledztwa w podmuchach zimnych skandynawskich wiatrów” i to ich stronę trzymam ;)
Nie mam nic przeciwko wątkom pobocznym albo świetnie nakreślonej charakterystyce fasadowej rodziny, ale porządne śledztwo musi być, musi mieć swój kawałek podłogi. Przynajmniej dla mnie.
Ty się rozpisałeś, ja krótko i brutalnie: Twoja strata. Zmęczonych policjantów jest na kopy, psychologii w bardzo dobrym wydaniu – dużo mniej.
Ach, te książka i inne z ,,Czarnej serii” to moje dzieciństwo. Mama czytała je przy każdej okazji, zwłaszcza gotując. Kiedyś myślałam, że po prostu lubi jakieś makabryczne historie (których ja z kolei nie znoszę) ale powoli przekonuję się, że wcale nie czytała złych rzeczy. Dlatego, chociaż od roku mam głównie romans z klasyką, czasami zdradzam ja na rzecz książek polecanych przez mamę :D
Nigdy nie byłem wielkim fanem skandynawskich kryminałów, a to chyba głównie one wypełniały tę serię, więc Nesser jest pierwszy. A klasykę zawsze warto sobie urozmaicić czymś nowszym, zwłaszcza żeby docenić potem bardziej tę pierwszą :)
Mnie śledztwa odstręczają od pewnego czasu, ale za to studium rozpadu rodziny z jej wszystkimi pozorami wydaje się nad wyraz interesujące. I jest nawet w mej lokalnej bibliotece.
Więc przejdź się spacerkiem po książkę :) Odpoczniesz po tych wszystkich fantastykach.
Rzadko zaglądam, ale jak już zajrzę, to zawsze na coś interesującego trafię:)
Ciekawe, całkiem ciekawe…a ja nie znam powyższego pana Nessera zupełnie. Poszukam w bibliotece może coś mają.Ogólnie chyba jakaś moda ostatnio na Szweckie kryminały;)Pani bibliotekarka wcisnęła mi właśnie „Księżniczkę z lodu”-Camilli Lackberg,jakaś saga kryminalna ponoć.Zobaczymy.
Moda to już z 15 lat trwa, znaczy na tych Skandynawów, dziwne, że się jeszcze o nich nie potykamy na ulicach :) A Nesser bardzo godny uwagi.
No tak,15-lat..widać, ze ja z modą mam nie po drodze hi,hi ;)
Wszystko do nadrobienia :D