Uczeni, szpiedzy i stereotypy (M.T. Anderson i Eugene Yelchin, „Zabójstwo Brangwina Kąkola”)

 

Książkę otwierają czarno-białe, stylizowane na drzeworyty ilustracje. Nadęty oficjel każe wystrzelić w przestworza jakiegoś mizernego człowieczka wsadzonego do beczki. To skazaniec? Eksplorator? Desperat pragnący pobić rekord lotu? Czemu więc urzędnik wręcza mu ozdobną kulę? I jakie to monstrum porywa szybującą drewnianą kapsułę? Tyle pytań, tyle możliwości interpretacji, tyle historii do wyobrażania sobie. Ekscytujące.

Magister w beczce

Kiedy już sobie ułożymy z tych obrazków własną historię, wchodzi tekst i wywraca naszą koncepcję do góry nogami. Bucowaty urzędnik to hrabia Izoret Dławisz, szef wywiadu króla elfów, który ekspediuje historyka Brangwina Kąkola z misją dyplomatyczna do władcy goblinów. Ozdobna kula jest prezentem dla króla wrogiego państwa i jej przekazanie ma zapoczątkować zmianę we wzajemnych stosunkach obu krajów. Kąkol, znawca goblińskich obyczajów, ma również prowadzić własne badania (i odrobinkę też poszpiegować). Po dotarciu do goblińskiej stolicy (nie bez przeszkód, pamiętajmy o monstrum porywającym beczkę) popełnia jedną gafę za drugą, co aż dziwi u znawcy lokalnej kultury. Jego gospodarz, archiwista Werfel, wykazuje się ogromną wyrozumiałością dla gościa, który ostatecznie ściąga na jego głowę potężne kłopoty. I odtąd wydarzenia potoczą się w oszałamiającym tempie i w zaskakującym kierunku.

W duchu Pratchetta

W „Zabójstwie Brangwina Kąkola” tekst M.T. Andersona przeplatany jest sekwencjami rysunków Eugene’a Yelchina, które dopowiadają to, co nie zostało napisane albo pozwalają czytelnikowi – tak jak zestaw ilustracji na początku książki – tworzyć własną historię, zwykle niezgodną z tym, co później wyjaśnia tekst. Mamy dzięki temu możliwość poczuć się trochę jak tytułowy bohater, opacznie zazwyczaj interpretujący to, co się wokół niego dzieje i mimowolnie przyczyniający się do utrwalania krzywdzących stereotypów na temat goblinów, które miał zwalczać. (A jeśli jesteśmy przy stereotypach, to autorzy świetnie nawiązują do satyr na środowiska uniwersyteckie: obaj opisywani uczeni są przekonani o własnej nieomylności, obaj pragną zapędzić swojego uczonego kolegę w kozi róg, równocześnie w swej naiwności nie zdając sobie sprawy, że są manipulowani przez potężniejsze, bardziej złowrogie siły, którym bynajmniej nie zależy na rozwoju nauki).

Nad opowieścią o Kąkolu i Werflu unosi się też duch Terry’ego Pratchetta, który wielokrotnie kazał się swoim bohaterom przełamywać zakorzenione uprzedzenia czy stereotypy i dostrzegać w innych czujące istoty, mające prawo żyć w spokoju, kochać się, pracować, wychowywać dzieci. W „Zabójstwie” zwaśnione narody zyskują nieoczekiwaną szansę, by zacząć układać sobie wzajemne relacje na nowo, tym razem na przekonaniu, że więcej je łączy, niż dzieli. Te wszystkie tropy są oczywiście widoczne dla dorosłych czytelników, którzy czasu spędzonego nad perypetiami uczonych mężów na pewno nie będą żałować. Młodsi odbiorcy skupią się na dynamicznej akcji z licznymi zwrotami, świetnych ilustracjach i humorze (z pamiętnymi scenami w operowej toalecie na czele). Dla porządku dodam, że Wydawnictwo Dwie Siostry dopilnowało najdrobniejszych edytorskich detali, a przekład Rafała Lisowskiego jest bez zarzutu.

M.T. Anderson i Eugene Yelchin, Zabójstwo Brangwina Kąkola, tłum. Rafał Lisowski, Dwie Siostry 2020.

 

 

(Odwiedzono 552 razy, 1 razy dziś)

12 komentarzy do “Uczeni, szpiedzy i stereotypy (M.T. Anderson i Eugene Yelchin, „Zabójstwo Brangwina Kąkola”)”

  1. Czy Pratchett? Może bardziej Topol? W każdym razie to świetna książka o sile stereotypów, o tym, że historię piszą zwycięzcy i że mimo różnic jesteśmy jednak, w istocie, tacy sami :)

    Odpowiedz
      • Te kary dla Izoreta i humor z tym związany to jednak Topor, ale już spory akademików, to rzeczywiście Terry :) A tak poza tym, to jestem team Werfel, bo Kąkola, mimo jego „nawrócenia” mam jednak za, wybacz w komentarzu pod książką bądź co bądź dla dzieci, kutasinę :P

        Odpowiedz
        • Tak, tu się zgodzę. Szalenie mi się zresztą to odrąbywanie podobało :) Też jestem team Werfel, Kąkol musi jeszcze sporo przemyśleć, żeby się nawrócić. Słusznie sir Terry mówił, że elfy są zapatrzone w siebie i nie zważają na innych.

          Odpowiedz
          • Bo ogólnie elfy w mitologii, to niezbyt przyjemne postaci. To część fantasy ugruntowała pogląd, że to wielce honorowe i zacne persony, a przyklepał to Jackson swoją ekranizacją Tolkiena (no dobra, ten na wielkim łosiu, był wredny). Ale w części literatury elfy, to fajfusy i Kąkol bardzo dobrze w ten schemat się wpisał :P Oczywiście koniec końców jest szlachetny i w ogóle, ale podobnie jak ten od łosia, pierwsze wrażenie zrobiło swoje i trudno je potem było zatrzeć :)

            Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.