Przypomnę, że Emma wygrała ankietę na lekturę marca. Jako człowiek rzetelny i słowny zacząłem czytać w okolicach Dnia Kobiet, a wskutek zbiegu rozmaitych czynników skończyłem po paru tygodniach zamiast po dwóch czy trzech popołudniach (przy założeniu, że ktoś może poświęcić popołudnie na beztroskie obcowanie z angielskimi klasykami). Od razu podkreślę, że tempo lektury nie miało nic wspólnego z jakością dzieła: nie ziewałem, nie przysypiałem i nie odczuwałem organicznego wstrętu do powieści Jane Austen. Tak jak szarpana była lektura, tak i nieco chaotyczne będą wrażenia, więc zbiorę je w punktach.
1. Pierwsze zdanie – absolutne mistrzostwo świata. Przypomnę: „Emma Woodhouse, osóbka przystojna, rozumna i bogata, posiadająca dostatni dom i obdarzona pogodnym usposobieniem, otrzymała, zda się, wszelkie dary, jakie życie ofiarować może; toteż przeżyła na świecie blisko dwadzieścia lat bez większych powodów do zmartwień i niezadowolenia”. Perfekcja i precyzja. Celna charakterystyka bohaterki oraz subtelna wskazówka, że jednak i na nią spadną jakieś plagi, o których dowiemy się z kolejnych akapitów. Niemal można żałować, że do tego zdania został dopisany ciąg dalszy, który zamyka pole do spekulacji i wyobrażeń i narzuca konkretną wizję wypadków, jakie spotkają pannę Woodhouse – wizję zgodną z wyobrażeniami autorki, a niekoniecznie z naszymi.