O purchli skrętnej, czyli powrót do formy (Joanna Chmielewska, „Krwawa zemsta”)

 


 
Niewykluczone, że poniżej zdradzam szczegóły fabuły, ale jakoś muszę ją naszkicować, a podkreślam, że nie w fabule tkwi główny walor najnowszej powieści Joanny Chmielewskiej. Gdyby ktoś nie miał ochoty na absolutnie żadne przecieki, to niech ominie następny akapit.

Zaczyna się malowniczo: od żeńskiej istoty zarąbanej siekierą w leśnych okolicznościach przyrody. Potem jednak fabuła robi się zdecydowanie niekryminalna, a bardziej taka romansowo-budowlana. Albowiem harpia rozżarta, której jedynym atutem jest nadnaturalnie ruchliwy – excusez le mot – tyłek, zasadza się na inżyniera konstruktora o niezwykle skomplikowanym i nietypowym charakterze. Opętany wirującym odwłokiem Dominik, dotąd przykładny mąż i ojciec, dostaje małpiego rozumu i zaczyna dążyć do zaznania pełni szczęścia z purchlą skrętną, jak jego obiekt westchnień nazywają porzucana żona i jej przyjaciółka. Rzecz jasna kantowana Majka nie zamierza odstąpić małżonka obrotowej gnidzie i przystępuje do nader skomplikowanej operacji przywracania Dominika na łono rodziny i ustawiania go do pionu moralnego. W tle szaleje budowa niezwykle urozmaiconego wesołego miasteczka, w którego planowanie małżonkowie i ich znajomi są mocno zaangażowani, a to pozwala na umieszczenie licznych, nader rozrywkowych scen w plenerowych dekoracjach.
Moja rodzona małżonka po przeczytaniu „Krwawej zemsty” stwierdziła, że owszem, ubawiła się, ale intryga naciągana, a bohaterowie już nie tacy jak dawniej. Indagowana o opinię bardziej szczegółową zeznała, że niemożliwe, żeby chłop tak rzucił wszystko w diabły tylko dlatego, że jakaś cyrkówka mu tyłkiem przed oczami zakręciła. Małżonka nie czyta „Pudelka”, gdzie nie takie zmiany konfiguracji są stale pokazywane i niejeden ojciec rodziny rzuca żonę i gromadkę dziatek dla silikonowego arcydzieła chirurgii plastycznej. Co do głębi psychologicznych, to ja nie poznałbym psychologii nawet gdybym się o jakąś potknął, więc doprawdy nie ma co wybrzydzać. Fabuła za to jest wartka (ale, powtarzam, to nie kryminał), wydarzenia nader rozrywkowe następują w szybkim tempie, a dialogi wróciły na zdecydowanie ponadprzeciętny poziom. Wiernym wielbicielom Joanny Chmielewskiej, rzecz jasna, rzucą się w oczy oczywiste nawiązania autobiograficzne, ale to właśnie dodaje smaczku powieści, bo uczucia porzuconej żony pisarka znała z autopsji i nader barwnie zdołała je odtworzyć. Właściwie miałbym ochotę odtrąbić powrót Joanny Chmielewskiej do formy: może nie tej z czasów „Lesia” czy „Całego zdania nieboszczyka”, ale zdecydowanie najwyższej od wielu lat. I w sumie co mi szkodzi. Obwieszczam: Moja Ulubiona Autorka znów w formie, a ja po raz pierwszy od wieków zaraz po skończeniu lektury mam ochotę na ponowne przeczytanie „Krwawej zemsty”.
I jeszcze a propos Ulubionych Autorek: wydawnictwo Akapit Press informuje, że za 29 dni, 3 października, premiera „McDusi” Małgorzaty Musierowicz.  Jestem mocno zmęczony czekaniem na tę część, ale rzecz jasna nabędę i przeczytam.
Joanna Chmielewska, Krwawa zemsta, Klin 2012.
(Odwiedzono 449 razy, 1 razy dziś)

86 komentarzy do “O purchli skrętnej, czyli powrót do formy (Joanna Chmielewska, „Krwawa zemsta”)”

  1. No jakby to kto inny napisał, to bym nie uwierzyła! Na Chmielewskiej już dość dawno położyłam krzyżyk i obojętnie przechodziłam koło kolejnych książek; ba! jakieś 5-10 sztuk puściłam w dalszy obieg, uznając że nie ma takiej opcji, abym kiedykolwiek zechciała do nich wrócić. Ale może tym razem, kto wie? Choć opinia małżonki lekko zniechęca – jak ja też niepudelkowa, to może powinnam posłuchać jej, a nie Ciebie, hę?

    Odpowiedz
  2. Kusisz znowu. Chociaż może nie powinnam dać się skusić i zachować wspaniałe wspomnienia z dawnych lektur, bo… jakoś coraz mniej mnie śmieszy ten typ humoru. Czy może starość mnie dopadła czy też humor się skrzywił? ;)

    Odpowiedz
  3. O, widzę, że dwie super wiadomości w jednej ;-). Bo i Chmielewska, i Musierowicz. A tak niedawno jeszcze zastanawiałam się, dlaczego Musierowicz każe nam tak długo czekać na kolejną część Jeżycjady. I ten tytuł jeszcze – troszkę dla mnie osobisty – a dlaczego? – nie zdradzę ;-).

    Odpowiedz
  4. cześć, Zacofany w Lekturze :)
    przyszłam się przywitać i zagnieździć w obserwatorium.
    oczywiście akapit dotyczący treści opuściłam, bo nie chcę znać fabuły. za bardzo lubię Chmielewską, żeby sobie psuć przyjemność :)

    Odpowiedz
  5. Ciekawe, czy purchla ma coś wspólnego z łacińską pulchrą, czy raczej z purchawką? :)
    Powrót formy bardzo cieszy, miejmy nadzieję, że identycznie będzie w przypadku Musierowicz.

    Odpowiedz
  6. Nawet nie wiedziałam, że wyszła nowa Chmielewska, a po ostatnich jej dziełach nie wiem, czy bym po nią sięgnęła, gdybyś nie przetarł szlaku pisząc, że dobre. Co nie znaczy, że przeczytam przez najbliższe dziesięć lat, bo tego dobrego mam aż nadto.

    Za to na Musierowicz zarezerwuję sobie jeden dzień, bo też się uczekałam na kolejny tom.

    Odpowiedz
  7. Ja też chcę nową Chmielewską:)
    Muszę przeprowadzić zmasowany atak na Agnieszkę w mojej gminnej bibliotece (swoją drogą dobrze mieć byłe uczennice w różnych strategicznych miejscach zatrudnione) i może wyskrobie jakieś resztki na koncie bibliotecznym i zamówi…

    Co do „McDusi” to taki trochę Tomasz jestem „Nie uwierzę jak nie zobaczę…”

    Odpowiedz
  8. i tak bym kupiła i kupiłam osobą mojej koleżanki, która przyjeżdża w końcu tygodnia i mi przywiezie. Już się cieszę na jej lekturę, tym bardziej, że wątki pracowniane bardzo lubiłam, a i autobiograficzne autorce zawsze dobrze wychodziły.

    Odpowiedz
  9. O rety, Ty tę recenzję napisałeś stylem Chmielewskiej, hehe. To się nazywa zapatrzenie!

    Ta purchla to pewnie jakieś połączenie, jak podolec. Ktoś wie, co to podolec?

    Odpowiedz
  10. „Zaczyna się malowniczo: od żeńskiej istoty zarąbanej siekierą .. ” – powaliłeś mnie tym zdaniem bez dwóch zdań ;) Szczerze miałam nadzieję na powrót Chmielewskiej do dawnej formy bo już mi brakowało czegoś nowego, ale z tego dawniejszego jej stylu :) Dlatego cieszę się, że piszesz, że „Krwawą zemstę” można zaliczyć do takiego powrotu (ach, szkoda jednak że nie z czasów „Całego zdania nieboszczyka”, ale nie będę wybrzydzać..). A co do nowej Musierowicz – czekam cierpliwie zawsze, nawet gdy autorka mocno przesadza.. Ale nie mogłabym nie czekać, nawet zamówiłam w przedsprzedaży :) Nie wiem czemu ale jeśli chodzi o Jeżycjadę zachowuję się jakbym znowu miała 12 lat.. Może dlatego tak chętnie czytam ;)

    Odpowiedz
  11. Niestety pani Musierowicz nie ma litości dla swoich czytelników:) Każe na swoje książki dłuuuuuuuuuuuuuuugo czekać. Ale za to na krakowskich targach książki będzie to rekompensować swoim licznym fanom, dłuuuuuuuuugo i cierpliwie podpisując swoje najnowsze dzieło;)

    Odpowiedz
  12. Gratuluję recenzji, bardzo udane nawiązanie do stylu Chmielewskiej.
    Ostatnio czytałam ponownie Wszystko Czerwone i stwierdziłam, że chętnie przeczytałabym coś nowego Chmielewskiej, ale nowe powieści były rozczarowujące. Ostatnią strawną pozycją była „Książka poniekąd kucharska”. Na tę jednak się skuszę.

    Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.