Lipiec 1944 roku. Wojtek i jego mama po dwuletniej tułaczce wracają do swego domu w Zamościu. Niepokoją się o ojca, który jest jeszcze w partyzantce, ale zaczynają organizować powojenne życie. Chłopiec zaprzyjaźnia się z rosyjskim żołnierzem, czy raczej żołnierzykiem, swoim rówieśnikiem Griszką, ze starym kumplem Ryśkiem szuka broni pozostawionej przez Niemców, ubiega się o względy Danki, zaczyna chodzić do szkoły i podpada „dużym”, przerośniętym chłopakom, którzy z powodu wojny trafili z nim do jednej klasy. Wszystko to sprawnie opowiedziane, dynamicznie, z humorem, ale i z nutą zadumy, gdy wspominane są okupacyjne losy Wojtka i całej Zamojszczyzny, dotkniętej okrutnymi wysiedleniami.
Wojtek jednak nie tylko przeżywa chłopięce przygody, ale próbuje też poukładać sobie świat, w którym zachodzą zmiany nie zawsze dla niego jasne. „Kiedyś zdawało mi się, że jak już sobie pójdą Niemcy, wszystko ułoży się po najlepszej myśli. Wszyscy będą szczęśliwi, dobrzy dla siebie, nikt nikomu złego słowa nie powie. A tu masz, babo, placek!” I faktycznie. Rodzice Wojtka, akowscy konspiratorzy, zdają się akceptować nową sytuację polityczną, ojciec wstępuje nawet do ludowego wojska i rusza walczyć z Ukraińcami, gdy tymczasem matkę przedstawiciele jakiejś tajemniczej i złowrogiej organizacji podziemnej szantażem zmuszają do współpracy. Nie wszystkim podoba się przyjaźń Wojtka z Rosjaninem, nie wszyscy życzliwie odnoszą się do jedynego Żyda, który wrócił do zamojskiego gimnazjum. Wszystko to zbyt skomplikowane dla trzynastolatka: „Tak trudno dociec, kto z kim trzyma i co kiedy z niego wylezie”.
Dziś wcale nie tak trudno to dociec. Wspominając niedawno książki młodzieżowe z czasów PRL napisałem, że większość ówczesnych autorów starała się minimalizować balast ideologiczny w swych utworach. Obraz pierwszych lat powojennych, mimo iż pełen spraw napomykanych półgębkiem, a i tych zupełnie przemilczanych, wypada w „Globusie i pałce” na pozór całkiem nieźle, już choćby dlatego, że nie ma tu prostego podziału na czarnych i białych, powszechnego entuzjazmu na widok wyzwolicieli i wprowadzanych reform, że pokazani są niezadowoleni. Szybko jednak się okazuje, że sympatie autora są oczywiste, bez trudu możemy przewidzieć, że w stosownej chwili w bohaterach negatywnych nastąpi przełom i także oni przystąpią do sił postępu. O ostatecznej wymowie książki decyduje rozłożenie akcentów, światła i cienia, a to daje obraz jednoznacznie zgodny z obowiązującą wykładnią powojennych wydarzeń. Propaganda jest co prawda nienachalna, ale nie przestaje być propagandą. Dla dzisiejszego rówieśnika Wojtka warstwa przygodowa wciąż może mieć jakiś urok, jednak tło historyczne należałoby mu nakreślić na nowo, żeby nie pozostawiać fałszywego wrażenia o tamtych trudnych latach. Tym samym powieść Zawady pozostaje już tylko pamiątką minionej epoki.
Wiktor Zawada, Globus i pałka, ilustr. Ludwik Paczyński, Wydawnictwo Lubelskie 1985.
Podobne pozycje:
Kaktusy z Zielonej Ulicy
Zapraszam do przeczytania
(Odwiedzono 1 054 razy, 2 razy dziś)
Tej książki akurat nie czytałam, ale podobały mi się – w dawnych, późnodziecięcych czasach – „Kaktusy”.
Gratuluję ciekawego bloga!
Na powtórkę Kaktusów też przyjdzie pora:) Dzięki i zapraszam częściej.
Faktycznie nie idziesz w powtórki, tylko wyszukujesz stare „nowości”. Bo chyba mi nie powiesz, że czytałeś „Globusa …” pacholęciem będąc. Przyznam bowiem szczerze, pierwsze słyszę :D
No właśnie czytałem Globusa pacholęciem będąc i nawet mi się wtedy podobał. I dalej mi się podoba, bo sobie umiem przypisy w odpowiednich miejscach wstawić :P
Jakby się zastanowić, to tez pewnie czytałem jakieś rzeczy, o których pies z kulawą …. Ale wakacje są ponoć, to i zastanawiać mi się nie chce.
Blisko 70 lat później w lipcu jakoś lżej żyć, nie tylko na Zamojszczyźnie. Choć nadal nie wiadomo co i kiedy z kogo wylezie, a i ustalenie z kim ten i ów trzyma bywa trudne.
Tak jak Bazyl tej książki nie znam, ale chyba nie będę się szczególnie garnąć do poznania.
To ja na to te perły czytam i opisuję, żebyście gremialnie pisali, że nie będziecie się garnąć?? Ech, doloż moja, dolo!
Cierpisz za milijony, albo jakoś tak…
Jesteśmy indywidualistami i plwamy na takie wyznaczanie ścieżek, podążając własnymi :P Niziurski rulez! A kilka tekstów z Ożogowskiej rozśmieszyło mnie do łez :D
Momarto, żeby to jeszcze za milijony, to pewnie bym ścierpiał. Ale ja to robię zupełnie za darmo. I tylko mam nadzieję, że nie na darmo :D
Bazylu, plwanie na ścieżki jest niebezpieczne, można się pośliznąć :P
ZWL
Obawiam się, że musisz bardziej się postarać, bo tym razem wyszło jakoś mało entuzjastycznie. I niewykluczone, że całkiem na darmo…Za nakłonienie do pozostałych powtórek Bóg Ci jednak zapłać (by pozostać przy wątku finansowym:P)!
Tą razą to nawalił pan Zawada, a nie ja :P Żebym tak miał stówkę od każdej powtórki, do której Was namówię, to bym sobie pożył, bo parę tych powtórek już widziałem :D
Rozumiem, że pobyt nad polskim morzem kosztuje, ale nie bądź z tą kasą taki nachalny, co?:P Do „Bóg zapłać” mogę jeszcze dorzucić tylko „Niech Ci Pan Bóg w dzieciach wynagrodzi!” i na więcej nie licz!
Na pobyt jeszcze mi starczy, nawet na jakąś rozrywkę od czasu do czasu:P Ale dzienniki Iwaszkiewicza bym sobie kupił, a, niestety, na taniej książce jeszcze nie mają:) Dzieci, dziękuję, mają się dobrze:P
Niestety, dobrze zaopatrzoną tanią książkę odkryłam dopiero ostatniego dnia pobytu, stąd też zrobiłam wyjątkowo mizerne zakupy (w ferworze zapomniałam m.in. o dwóch Niziurskich, których nie mam i nie wiem, czy odżałuję). Ale istotnie, Iwaszkiewicz nie rzucił mi się w oczy:)
Na temat nadmorskich tanich książek to ja chyba popełnię oddzielny wpis, bo zwiedziłem ich tu parę i doprawdy marne dziewięć kupionych książek wystawia kiepskie świadectwo ich zaopatrzeniu. Za to kryminałów mam teraz na parę lat.
Mnie od kryminałów nadal odrzuca, ale koleżanka kilka nabyła. Sama poszłam w fantastykę (Fabryce Słów chyba nie wiedzie się najlepiej…), ale było i sporo fajnych książek dziecięcych. Ostateczny wynik to siedem sztuk, ale poprawiłam wczoraj w Szczecinie, na takim samym stoisku, tyle że lepiej zaopatrzonym:))
Nieustannie liczę, że mi faza na kryminały wróci. Bo, niestety, poza tym cieniutko:(
@ZwL Lepsze to niż serkoza, a i taki poślizg może rozpocząć Wielką Kołomyję Elementarną :P
Ha! Wiem, co czytasz :D
Przypominałam sobie ostatnio Kaktusy, i właśnie jedyny minus to ta nienachalna propaganda… Ale miło przeczytać.
Świetny pomysł z tą kolekcją PRL, na pewno odświeżę parę pozycji…no i doczytam te, do których nigdy się nie zabrałam:)Trafiłam na tą listę w trakcie poszukiwań książki z lat 70-80tych, której tytuł zaginął mi gdzieś w otmętach pamięci. Przeszukuję od miesięcy internet w poszukiwaniu jej tytułu . Bohaterem był starszy pan mieszkający w mieście przyszlości,gdzie nikt już nie czytał książek i nie pamiętał bajek i legend…a z dziadkiem mieszkał krasnal w doniczce paprotki. Ktoś ją pamięta? Ktoś pomoże? Z sentymentem ją wspominam (możliwe,że niezasłużenie,lata minęły i treść też się trochę zatarła w pamięci…),bo była to pierwsza książka SF/Fantasy jaką przeczytałam i koniecznie chciałam ją podsunąć dzieciakom przeraźliwie opornym na czytanie.
Masz szczęście, bo ja to znam i lubię: WOźnicka, Tajemnicza planeta i doniczka z pelargonią :))
DZIĘKUJĘ!!!:)))) TO TA KSIĄŻKA!!:) w mojej lokalnej bibliotece poproszono mnie dziś o podanie kilku ulubionych książek z dzieciństwa więc po raz kolejny wpisałam w google „doniczka,paprotka,dziadek,krasnoludek”…i ku memu wielkiemu zdziwieniu znalazłam swój własny wpis z zeszłego roku Z ODPOWIEDZIĄ!:))))Jeszcze raz dziękuję!!:))))
Miło mi, że mogłem pomóc :) I polecam subskrypcję komentarzy na maila, wtedy odpowiedzi nie umykają :)