Leniwe, miodowozłote lato w mazurskiej wsi nad jeziorem. Przemek każdą chwilę spędza nad wodą, z daleka od wczasowiczów, pływa, snuje marzenia. Pewnego dnia do jego ustronia trafia Alicja i wnosi zamęt w jego spokojne dni i, co gorsza, w jego myśli. Na dodatek we wsi popełnione zostaje przestępstwo, które bulwersuje miejscową społeczność.
On, ona i wakacje
Dziewczyna i chłopak coraz częściej przebywają ze sobą; przekonują miejscowego rybaka, żeby udostępnił im łódź, i wypływają na jezioro, zwiedzają wysepki. Przemek opowiada Alicji o historii starowierów zamieszkujących wioskę, udaje się im też wejść do ich cerkwi i obejrzeć cenne ikony. Pewnego ranka okazuje się jednak, że obrazy zniknęły. Kto mógł się dopuścić świętokradczego czynu? Podejrzenia padają na studentów, którzy przebywają niedaleko na plenerze malarskim. Zaprzyjaźniony z nimi Przemek nie wierzy w ich winę, skłonny jest raczej podejrzewać dziwnych przyjezdnych, których spotkali z Alicją. Rozpoczyna własne śledztwo, ku niezadowoleniu dziewczyny, której nie może poświęcać już tyle czasu, co wcześniej.
Lato pierwszej miłości
„Nie ma ceny na miód akacjowy” to nieskomplikowana opowieść w sam raz na jeden wieczór, raczej nic, moim zdaniem, specjalnego czy zapadającego w pamięć. Kiedy jednak pokazałem na instagramie okładkę tej książki, kilka osób napisało mi, że to dla nich jedna z ulubionych powieści z młodości. Faktycznie, trzeba przyznać, że może ujmować sielankową atmosferą i niespiesznym tempem. Sprawa skradzionych ikon (duży plus dla autora za wątek starowierów) toczy się gdzieś na drugim planie i mimo iż przez jakiś czas pochłania Przemka, to nie jest najważniejsza. Chłopak prowadzi śledcze podchody w stylu bohaterów Bahdaja, przy czym wykazuje się sporą naiwnością, a przestępcy nieudolnością. Zawsze przy tego rodzaju wątkach zastanawiam się, czemu nieletni swoich informacji nie przekazywali po prostu milicji – no ale wiadomo, imperatyw fabularny zmuszał ich do działań na własną rękę, żeby autor miał swoją przygodową fabułę (w tym przypadku raczej wątłą). Ciekawszy jest motyw znajomości z Alicją, rozpoczętej od rozmowy, w której obie strony stroszą piórka i próbują sobie nawzajem zaimponować. Nie wiem, czy młodzi ludzie faktycznie prowadzili na początku lat siedemdziesiątych (pierwsze wydanie 1973 rok) tego rodzaju dęte dialogi, czy autor próbował być na siłę młodzieżowy, ale efekt jest mocno irytujący. Później, na szczęście, jest już lepiej. Pojawienie się dziewczyny jest dla Przemka przełomem: wprawia go w emocjonalne pomieszanie, a jednocześnie wypełnia pustkę, odpędza nudę, sprawia, że światło i kolory stają się ostrzejsze. Przemek i Alicja dzielą się swoimi planami i marzeniami, wakacyjna znajomość zmienia się w pierwsze nieśmiałe uczucie. Czy się rozwinie? Czy przetrwa? To kwestie otwarte. Na razie są wakacje i nie ma co wybiegać myślami za daleko w przyszłość.
A w Długim deszczowym, to nie kradli też ikon?
A pojęcia nie mam, zupełnie nie pamiętam, co się tam działo.
Tak mi się właśnie wydaje, że tam była jakaś kapliczka, której młodzież pilnowała :) Ale czy w środku była ikona … hmm?
jakieś dzieła sztuki na pewno były, tako rzecze internet, ale czy konkretnie ikony?
Tam był drewniany świątek. :)
Dzięki.
Książka z bardzo fajnej niegdyś serii, niestety tej powieści na pewno nie czytałam – takiego tytułu na pewno bym nie zapomniała.;)
Seria klasyczna, ale miała swoje słabsze momenty. Też byłem przekonany, że nie czytałem tej książki, ale ogólnie chyba znałem fabułę.
Na pewno były i słabsze pozycje, jak zawsze w seriach.
Zafrapowały mnie te dęte dialogi.;)
Mogę zacytować, ale ostrzegam :) Wujek Cięta Riposta to przy tym wzór subtelności.
„- Wystarczy ci tak siedzieć?
– Właśnie
– Nie zbierałeś jagód ani poziomek?
– Nie przyszło mi do głowy.
– Nieseryjny.
– Gdzieś to wyczytała?
– W twojej ankiecie personalnej.
– We Wrocławiu dużo do ciebie podobnych?
– Zwariowałabym, żeby były podobne.
– Powiedz do końca: prototyp, naśladownictwo zastrzeżone”
I tak pięć bitych stron…
Bosko.;))))
Prawda? Potem zaczynają normalnieć, ale pierwsze wrażenie jest niezapomniane :P
Przeczytałem i … że hę?
No co, nie mów, że nie rozmawiałeś tak z koleżankami :D
Ja? Z koleżankami?? Pomijając, że w tym wieku pewnie nie miałem pojęcia co to ankieta personalna :D
W wieku wczesnolicealnym już chyba wiedziałeś, wypełnialiśmy taką z papierami do liceum.
Przerażasz mnie! Pamiętasz jakie dokumenty składałeś do LO?? Ja ledwo pamiętam, do którego chodziłem :D
A wiesz, że pamiętam. Podanie, życiorys i ankieta. Trenowaliśmy pisanie życiorysu przez pół ósmej klasy :)
Kwestia ulubionej powieści z czasów młodości to zapewne kwestia sentymentu :) wielu z tych wspaniałych lektur czasów szkolnych nie przetrwałoby próby czasu, ale miło mieć dobre wspomnienia. Tytuł ciekawy i zapadający w pamięć.
Oczywiście, że to kwestia sentymentu, przyjemnych wspomnień, jakichś skojarzeń z ówczesnymi emocjami, a nawet osobami czy miejscami.
Zawsze podobał mi się ten tytuł, ale nie jestem pewna, czy znam go tylko ze słyszenia i widzenia ( np. grzbietu książki na bibliotecznej półce), czy też czytałam tę książkę. Wydaje mi się, że nie, ale fabuła brzmi znajomo. Może to przez ten wątek kradzieży, podejrzanych malarzy i młodocianego detektywa.
Wydawałoby się, że przy takim tytule treść też zapadnie w pamięć :) Ale faktycznie młodociani detektywi byli w co drugiej książce, a podejrzani malarze w co czwartej.
Ankiety personalne? Za mych czasów już chyba ich nie było – pamiętam jedynie, że w liceum salezjańskim moja kuzynka z rodzicami miała dość intensywne odpytywanie o sprawy czasem dziwne, np. czytane czasopisma (pewnie Bravo było wyklęte).
To był pierwszy rocznik postkomunistyczny, ale przepisy obowiązywały jeszcze z mionej epoki :)