Dojrzewanie w kilku odsłonach (Stanisław Kowalewski, „Andrzej”)

Andrzej

Andrzej ma czternaście lat, mamę i młodszą siostrę Majkę. W dwupokojowym mieszkaniu większy pokój jest ładnie urządzony, ale rzadko można z niego korzystać. Od śmierci ojca pokój jest wynajmowany przyjezdnym, żeby dorobić, a ponieważ mama uczy się na kursach wieczorowych, goście, siostra i w ogóle dom są na głowie Andrzeja. Mimo licznych obowiązków chłopiec lubi marzyć i rozważać różne kwestie, szczególnie przyszłości swojej i rodziny.

Zwyczajne niezwyczajne

Andrzej dojrzewa na oczach czytelnika, bo musi radzić sobie z życiem niegdyś przeciętnym, a od kilku lat nieprzeciętnym, o czym dowiadujemy się, gdy oglądamy chłopca w coraz to nowych odsłonach, poznając coraz lepiej i jego, i jego rodzinę, ich sytuację życiową, plany i marzenia. Ojciec zginął trzy lata wcześniej, matka pracuje i stara się zdać maturę, by dostać lepszą pracę – wyszła za mąż bardzo młodo, a mąż chciał ją mieć w domu, więc po jego śmierci pojawiły się problemy finansowe. Póki nie skończy kursu, dzieci w zasadzie zdane są na siebie, starszy brat próbuje wychowywać siostrę, popadającą stale w różne podwórkowe kłopoty i ogarniać codzienność. Andrzej rozumie trudną sytuację, więc chciałby jak najszybciej zdobyć zawód i zacząć zarabiać. Boi się, że w życiu matki pojawi się nowy mężczyzna, a on i Majka „spisani zostaną na straty”. „Czym jest ta cała miłość, która przychodzi do dorosłych jak choroba?”, pyta siebie i przed końcem wakacji będzie chyba mógł sam się o tym przekonać.

Ku dorosłości

Andrzej ma refleksyjną naturę, jest wrażliwy na przyrodę i historię, chciałby widzieć świat jako lepsze miejsce – przeprowadza więc eksperyment z dobrem, podobny nieco do słynnego ESD z powieści Małgorzaty Musierowicz, z programowym byciem dobrym dla innych, co ściąga mu na głowę tylko problemy. W idealnym świecie chłopaka ludzie nie tylko byliby dobrzy, ale też odważniejsi i bardziej wyczuleni na cudzą krzywdę. Gdyby tak było w rzeczywistości, jego ojciec by żył. Wakacyjne wyjazdy dadzą mu sposobność zweryfikowania własnych, często jeszcze dość mglistych poglądów. Poznana na plaży rówieśniczka uchyli przed nim świat miłości, a Andrzej dzięki temu lepiej zrozumie uczucia matki do mężczyzny, którego tak oboje z siostrą nie chcieli zaakceptować. Na wsi u wujka z kolei chłopak pozna ludzi, którzy uciekli z miasta, by prowadzić proste życie blisko natury – idealistów, a może frajerów, którzy rzucili wygodne życie? Konformistów, którzy cenią wyżej spokój niż sprawiedliwość, czy jednak ludzi z charakterem, którzy zaryzykują, by pomóc, gdy dzieją się złe rzeczy? Andrzej przekona się, że wykazanie się odwagą i przeciwstawienie się złu nie jest proste, mimo szczytnych deklaracji.

Sceny z życia

Stanisław Kowalewski zrezygnował z liniowej fabuły, pokazał nam tylko kilka dni z życia Andrzeja: w domu, w otoczeniu kolegów, nad morzem u dziadków, na wsi u wujka. Każdy z tych dni pomaga nieco lepiej poznać chłopca, obserwować jego rozwój, krystalizowanie się poglądów, zmianę w podejściu do kwestii, które go interesowały albo niepokoiły. Andrzej jest sympatyczny, wrażliwy, inteligentny, widzimy go na granicy między dzieciństwem a początkiem dojrzewania. Jeszcze może pójść w dowolną stronę, skupić się na zdobywaniu zawodu i zarabianiu albo na realizowaniu swojej wizji świata sprawiedliwego i pełnego dobra. W finale widzimy, jakiego wyboru dokonał, a czy przy nim wytrwa? Oby tak, chociaż nie będzie to proste. Z małych realiów mamy tu na przykład przeciwstawienie „reprezentacyjnego pokoju” („kredens na wysoki połysk”, kryształy, „dwudziestotrzycalowy telewizor, stół z orzecha, fotele wybijane pąsowym aksamitem i pod ścianą tapczan”), wynajmowanego przyjezdnym, dla których zabrakło miejsc w hotelach, z bardziej swojskim pokojem, gdzie skupiało się życie rodziny („amerykanka matki, łóżko Majki i pod ścianą jego turystyczna składanka”, zdjęcia powycinane z „Filipinki” i „Przekroju” na ścianach, nad posłaniem Andrzeja „fotografie dziwnych maszyn i konstrukcji”), grymaśnych klientów w sklepie, „Świat Młodych”, który „nie dojechał do kiosku”, pracę górnika jako atrakcyjną przyszłość, scenki rodzinne, uliczne, podwórkowe, plażowe, wreszcie całkiem sporo o ucieczce z miasta na wieś – nieźle, jak na niewielką książeczkę. Kowalewski pisze zajmująco, chociaż przy rozmowach Andrzej z Riką nad morzem próbuje włączyć swój typowy tryb pisania dialogów chłopięco-dziewczęcych, szczęśliwie ma za mało miejsca, by się rozkręcić. To bardzo udane opowiadanie czy może minipowieść. Na jego początku Andrzej zastanawia się, czy z jego życia byłby film, czy ludzie chcieliby go oglądać. Nie wiem, jak ludzie, ale ja bym obejrzał.

Stanisław Kowalewski, Andrzej, Horyzonty 1976.

(Odwiedzono 469 razy, 6 razy dziś)

6 komentarzy do “Dojrzewanie w kilku odsłonach (Stanisław Kowalewski, „Andrzej”)”

  1. To wakacyjny trend młodzieżowy? Akurat serii z twarzami w ogóle za młodu nie nie miałem w ręku.
    Te turystyczne składane łóżka, to nieodłączny element mieszkań rodzin słabo uposażonych lub wielodzietnych.

    Odpowiedz
      • Ja byłem dumnym posiadaczem ustrojstwa o szumnej nazwie – amerykanka. Jej jedyną zaletą było to, że składała się do dość kompaktowych rozmiarów, co w przypadku zamieszkiwania jednego pokoju było wielce pożądane :P No i raczej była wygodniejsza od tzw. polówki, która bardziej nadawała się i zresztą święciła przez pewien okres triumfy jako lada sprzedażowa :) Niezniszczalna była takoż (rzeczona amerykanka), bo jeszcze pod koniec budowy sypiałem na niej pilnując chudoby, a teraz sypiają na niej koty u Teściów, bo ciągle stoi pod daszkiem obory :D

        Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.