Brzydsza strona Nowego Jorku (Jennifer Donnelly, „Płytkie groby”)

Płytkie groby

Jo Montfort jest panną niczym z kart „Wieku niewinności” Edith Wharton: piękna, inteligentna, pochodzi z rodziny zaliczającej się do nowojorskiej arystokracji, a jej notowania na rynku matrymonialnym stoją bardzo wysoko. Bez trudu znajdzie odpowiedniego kandydata na męża, który zapewni jej poziom życia, do jakiego przywykła, w zamian za, bagatelka, przedłużenie rodu. Problem w tym, że Jo wcale taka perspektywa nie nęci.

Młoda dama prowadzi śledztwo

Bystra siedemnastolatka jest idealistką, która chciałaby walczyć z niesprawiedliwością, a nie trawić czas na salonach; tak jak jej idolka, reporterka Nellie Bly, Jo również pragnie pisać o bolączkach społecznych. Już prawie udało jej się zaszokować przełożoną szkoły reportażem o sytuacji dziewcząt z pobliskiej fabryk, gdy spadła na nią wiadomość o śmierci ojca. Szanowany wspólnik firmy transportowej miał wypadek przy czyszczeniu broni. Rodzina jest zdruzgotana, ale Jo nie czuje się przekonana oficjalną wersją wydarzeń. Podczas wizyty w redakcji rodzinnej gazety słyszy coś zupełnie innego: jej ojciec popełnił samobójstwo, co brat zmarłego skutecznie zatuszował, żeby uniknąć skandalu. Wraz z poznanym wtedy młodym reporterem Eddiem Gallagherem dziewczyna postanawia wyjaśnić sprawę, uruchamiając tym samym ciąg wydarzeń, które na zawsze zmienią nie tylko jej życie.

Zbyt przedsiębiorcza

Nie bez powodu wspomniałem na początku o powieści Edith Wharton. Jennifer Donnelly ewidentnie bowiem nawiązuje do „Wieku niewinności”: jej bohaterka należy do tej samej klasy społecznej, którą opisywała Wharton, ale  z pewnością się z niej wyrodziła; nieposkromiona ciekawość życia popycha ją do wykraczania poza eleganckie dzielnice; poznajemy więc tę część Nowego Jorku, której arystokratyczna śmietanka w „Wieku niewinności” znać nie chciała i której znać nie powinna. Jo (moim zdaniem ewidentnie, nie tylko imieniem, nawiązująca do bohaterki „Małych kobietek”) jednak „jest zbyt przedsiębiorcza jak na młodą damę” i w poszukiwaniu prawdy nie cofnie się przed niczym: nocnymi wypadami do doków, wizytami w kostnicy, najgorszych spelunkach, domu publicznym czy szpitalu dla psychicznie chorych. Ani też, o zgrozo, w kawalerskim pokoju Eddiego. Śledcza współpraca z chłopakiem przeradza się bowiem w coś więcej, w uczucie, na które w życiu Jo nie powinno być miejsca, gdyż jej przyszłość starannie zaplanowano. W czasie dochodzenia panna Montfort poznaje brzydszą i niebezpieczniejszą stronę życia, ludzi trudniących się mniejszymi lub większymi przestępstwami, ale też biedaków z obskurnych kamienic czy żebraczki. Zyskuje także oddanych przyjaciół i wszechstronnie poszerza swoją wiedzę o tajniki rozkładu zwłok czy sztuczki kieszonkowców.

Nie taki znowu wiek niewinności

„Płytkie groby” to przede wszystkim niezła powieść kryminalna dla młodzieży, wciągająca i z wartką akcją, choć trzeba powiedzieć, że autorka tu i ówdzie poszła na skróty, jak wtedy, gdy w imię imperatywu fabularnego robi (na szczęście na krótko) ze swej bystrej bohaterki niedomyślną idiotkę, albo też gdy korzysta z jakiegoś ogranego rozwiązania. Czytelnik też dość szybko, zdecydowanie szybciej niż Jo i Eddie, przenika sporą część zagadek. Szczęśliwie tempo finału zaciera lekką irytację z tego powodu. Jak przystało na absolwentkę anglistyki, Donnelly podsuwa czytelnikowi nie tylko smakowite nawiązania do Edith Wharton, ale również do Charlesa Dickensa, a nawet „Milczenia owiec”. Atmosfera jest dość mroczna, nie tylko dlatego, że większość swojej aktywności panna Montfort uskutecznia późną nocą. Najmocniejszą zresztą stroną powieści jest właśnie Jo i jej rozdarcie, czy przestrzegać konwenansów i sferowych tradycji, czy zerwać z nimi i pójść własną drogą. Dziewczyna dostrzega, że w jej świecie jest ciepło i miło, ale tylko wtedy, gdy trzyma się zasad (i nie wtyka nosa w rodzinne interesy). Mężczyźni decydują i wybierają, kobiety podążają za nimi. Zerwanie z tym, ucieczka ze złotej klatki na wolność może skończyć się tragicznie jak w przypadku papużek, którym udało się wyrwać z niewoli: „zdawała sobie sprawę, że ma równie niewielkie pojęcie o tym, jak przeżyć poza klatką, co te delikatne, śliczne, głupie ptaszki”. Czy ostatecznie zwycięży strach, czy pragnienie życia na własnych zasadach? Może poznanie brzydszej strony Nowego Jorku zniechęci pannę Montfort do samodzielności, a może wręcz przeciwnie, utrata złudzeń i niewinności tylko ją utwierdzi w marzeniach? Edith Wharton nie wyposażyła swoich bohaterów w dość determinacji, by zechcieli wyrwać się na wolność, Jennifer Donnelly natomiast nie pożałowała jej Jo. W każdym jednak przypadku decyzja będzie trudna i odbije się nie tylko na losie bohaterki.

Jennifer Donnelly, Płytkie groby, tłum. Agnieszka Walulik, YA! 2016.

Podobne pozycje:

Wiek niewinności

Edith Wharton

(Odwiedzono 791 razy, 1 razy dziś)

14 komentarzy do “Brzydsza strona Nowego Jorku (Jennifer Donnelly, „Płytkie groby”)”

  1. Niby to młodzieżówka, a jednak nabrałam na nią chęci. Nie znam „Wieku niewinności”, ale Dickensa już owszem. Lubię literackie nawiązania, jeśli nie są zbyt oczywiste i namolne. Bo nie ukrywajmy – czasami inspiracja trąca już lekko plagiatem w takich przypadkach… Przynajmniej takie ja mam doświadczenia.

    Odpowiedz
  2. YA?! Panie kochany, rozumiem chęć sentymentalnych powrotów do młodzieżówek sprzed lat, ale YA? Żartuję. Dobra książka jest dobra bez względu na szufladę czy tam UKD :P Dzięki za namiary na Boglar, bo właśnie doświadczam wzruszy przy jednej z książek pani Krystyny :D

    Odpowiedz
  3. Czyli to po prostu niezły kryminał skierowany raczej do czytelników młodszych nieco, ale i innym spodobać się może?

    A tak na marginesie – dla mnie YA jako kategoria to twór głównie marketingowy i mocno rozmyty.

    Odpowiedz
    • Jeśli jesteś zblazowanym czytelnikiem kryminałów, to ci zgrzyta to i owo, ale klimacik i pomysł są całkiem fajne, a zabawy literackie naprawdę urocze.
      A co do YA, to przecież zawsze pisano powieści dla młodzieży, nawet u nas były wydawnictwa, które się specjalizowały w ich wydawaniu, więc prędzej czy później musiała się pojawić jakaś metka. Współcześni czytelnicy lubią metki, bo im się pozwalają nie gubić w księgarni :) NIe wiem, jak my sobie radziliśmy 30 lat temu bez książek z wielkim logo YA, ale widać świat się degeneruje :P

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.