Przy okazji „Perswazji” Jane Austen pisałem, że żal mi ludzi tak skrępowanych gorsetem towarzyskich konwenansów, rygorystycznym norm i przekonań o tym, co wypada, a co nie, że męczą się jak potępieńcy, zanim dojdą do porozumienia w najprostszych, a przecież kluczowych kwestiach. Edith Wharton w „Wieku niewinności” pokazała, że owa „niemota” była przypadłością nie tylko konających z niepewności, czy wybranek kocha, czy nie, córek angielskich pastorów, ale miała się bardzo dobrze, wręcz rozkwitała nawet, w wydawałoby się bardziej nowoczesnym i postępowym społeczeństwie amerykańskim, którego zamożne elity starannie jednak pielęgnowały kult „tradycji” i ściśle przestrzegały krępujących zasad.
Dowiedz się więcej