Juliusz Verne rzucał swoich bohaterów w najróżniejsze strony świata, choć stosunkowo najrzadziej w regiony polarne. Mało znany „Rozbitek z »Cynthii«” wart jest przypomnienia głównie z tego powodu i z powodu kilku dramatycznych scen na arktycznych wodach.
Niemowlę na falach
Dwunastoletni syn norweskiego rybaka z maleńkiej wioski dowiaduje się znienacka, że został znaleziony w niezwykłych okolicznościach. Otóż pewnego razu jego przybrany ojciec wyłowił z morza koło ratunkowe z przywiązaną do niego wiklinową kolebką, w której leżało niemowlę. Rybak i jego żona wychowali chłopca, obdarzyli miłością, lecz rodzinną sielankę zburzył bogaty fabrykant, który zaintrygowany historią Eryka i zachwycony jego zdolnościami postanowił dać mu wykształcenie i wyjaśnić tajemnicę jego pochodzenia. Chłopiec korzysta z oferty mecenasa, uczy się pilnie, rozwija i tylko szeroko zakrojone poszukiwania rodziny nie dają rezultatu. Wreszcie, po latach, gdy Eryk dorasta, zdobywa uprawnienia kapitana i sam zaczyna szukać.
Polarne zmagania
Do tego momentu akcja powieści toczy się dość spokojnie: poznajemy Eryka, jego charakter i zdolności, a także jego opiekunów, rozmaite starania, by odnaleźć jakikolwiek ślad zatopionego statku, którym płynęła rodzina chłopca, dostajemy też trochę pocztówkowe migawki z życia w Norwegii i Szwecji. Wreszcie jednak udaje się chwycić trop, który poprowadzi Eryka, wraz ze szwedzką ekspedycją ratunkową, na Północ. Bohaterowie będą zmagać się z tajemniczym czarnym charakterem, gotowym na wszystko, byle uniemożliwić dotarcie do wiadomości o rodowodzie Eryka. Złowrogi typ jest na tyle sprytny, że zawsze znajduje się kilka kroków do przodu. Dostajemy opisy żeglugi po polarnych wodach, dramatyczny pościg po arktycznym, pokrytym krą morzu, godną niemalże powieści pirackiej bitwę morską, żeglugę na lodowej wyspie, okraszone, jak to u Verne’a, detalami geograficzno-klimatyczno-przyrodniczymi.
Powieść na spółkę
„Rozbitek” powstał w czasie, gdy Verne i jego fabryka powieści pracowały pełną parą. Wydawca próbował wspomagać zapracowanego autora i podrzucał mu do opracowania utwory naszkicowane przez innych – w tym przypadku przez pewnego płodnego literata występującego pod pseudonimem Andre Laurie. Prawdopodobnie sensacyjno-sentymentalna fabuła to jego dzieło, Verne oprawił ją w tak typowe dla siebie detale naukowe. Wykorzystał wyprawę szwedzkiego badacza Adolfa Nordenskjölda, która w 1878 roku ruszyła Przejściem Północno-Wschodnim, wzdłuż północnych brzegów Eurazji. To w poszukiwaniu tej ekspedycji podążają Eryk i jego przyjaciele. Omówienie osiągnięć Nordenskjölda oraz przygotowań do arktycznej wyprawy to najciekawsze partie książki. Postacie, jak to u Verne’a, raczej naszkicowane niż pogłębione: młody Eryk nieco w typie Dicka Sanda z „Piętnastoletniego kapitana”, do tego jego możny mecenas i jego przyjaciele, szlachetni i rozumni, szatańsko przebiegły czarny charakter oraz anielsko dobra i miła panienka (plus druga, złośliwa i nadęta). W sumie całość może nie jest porywająca, za to dość równa i przyjemna w czytaniu, z kilkoma bardzo dramatycznymi momentami, choć miejscami nieco naciąganą akcją, co pewnie zagorzałym miłośnikom Verne’a przeszkadzać nie będzie. A nikt inny i tak go już nie czyta.
No przepraszam, jak to nikt inny go nie czyta? A dzieci, bodaj w 5 klasie, próbując przebrnąć przez W 80 dni dookoła świata?!
A jeśli chodzi o Rozbitka, to mam to samo (marne) wydanie. Nówka sztuka, nigdy nie śmigana. Gdyby jeszcze były tam ilustracje Mroza…
Iii tam, czytają, przeszukują sieć, żeby znaleźć streszczenie. Ok, moje dziecko ponoć przeczytało :P Rozbitek się nada na zimną bałtycką plażę, a marnego wydania nie będzie szkoda w razie zalania przez fale…
Próbowałem kiedyś powrotu do Verna, ale bezskutecznie. Odbiłem się chyba na takiej zasadzie jak od Tomków, bo to wiadomo, że nie było drugiego takiego co by tak przygody wodził, ale jednak ten styl już lekko trąci myszką (u Verna znaczy). A „W 80 dni …”, moje dzieci znają z filmu z, o tempora!, z Jackiem Chanem jako Passepartout :P
Nie no, nie porównuj drętwego Szklarskiego do Verne’a :) Styl mi nie przeszkadza, mogę czytać od czasu do czasu. A tej wersji filmowej chyba nie znam :(
Kiedyś czytałem pasjami i jedno i drugie :) Verna to nawet „Robura Zdobywcę”. Pewnie dlatego, że mi się nazwa kojarzyła z samochodem, którym na festyny dostarczano lody :)
Robur to akurat cienki jest :)
Ale lody dowoził dzielnie :D
I nie tylko lody :)
Podziwiam, że przebrnąłeś.
Ale to całkiem przyjemne, chociaż lekko naciągane tu i ówdzie :)
Ja kojarzę autora tylko ze „W 80 dni dookoła świata”. Na „Rozbitka…” nie czuję szczególnie ochoty, ale bardzo zaciekawił mnie kontekst historycznoliteracki i informacje o genezie książki, które podałeś w recenzji. Dziękuję za nie. :)
Bardzo proszę. Rozbitek to raczej dla wiernych fanów autora.
Muszę porzucić coś Verne’a memu 10-latkowi. To chyba całkiem niezły moment.
Powodzenia więc :)