„Chodzić pewnym krokiem po ziemi” (Janina Zającówna, „W wielu kolorach”)

W wielu kolorach

 

Janina Zającówna nie oszczędza swojej bohaterki. Piętnastoletnia Ewa, wystarczająco rozstrojona przeprowadzką i zmianą szkoły, niespodziewanie dowiaduje się, że człowiek, którego całe życie uważała za ojca, nie jest nim. „To była Hiroszima. Oślepiający błysk, wybuch, świat sczezł w jednej chwili, spopielał”. I oczywiście nic już nie miało być tak, jak dawniej.

Błysk, wybuch, popioły

Metafora z Hiroszimą dobrze oddaje stan ducha dziewczyny, którą zawsze przejmowała się wszystkim, a gwałtowne zmiany w życiu tylko dodatkowo rozchwiały jej nerwy. Ewa reaguje gwałtownie, impulsywnie, czuje się zdradzona i oszukana. Jej szok jest tym większy, że była szczególnie związana z ojcem, który jej imponował. Teraz nie chce mieć nic wspólnego z rodzicami, postanawia więc przenieść się do domu dziecka. Szczęśliwie trafia na dorosłych, którzy naginając przepisy, zapewniają jej schronienie, by mogła ochłonąć i przemyśleć powrót do własnego domu. Gdy sytuacja nieco się uspokoi, Ewa zacznie na nowo układać sobie życie, bo, jak twierdziła z typową dla siebie przesadą: „ja potykałam się ciągle o niewiadome i z obsesyjnym uporem mnożyłam znaki zapytania. […] Gdy się raz straci grunt pod nogami, bardzo trudno chodzić pewnym krokiem po ziemi”. Przekonuje się jednak do kilku osób z nowej klasy, zaczyna też interesować się Michałem, a on pomaga dziewczynie rozumieć i tonować emocje.

Rzeczy ważne i ważniejsze

„W wielu kolorach” dzieli się na dwie wyraźne części: w pierwszej buzują gwałtowne uczucia wywołane życiowymi zmianami, wieńczy ją ucieczka z domu i pobyt w milicyjnej izbie dziecka. Później jest spokojniej, choć też nie brakuje emocji, zanim Ewa znowu zacznie „chodzić pewnym krokiem po ziemi”: poukłada sprawy rodzinne, dojdzie do ładu sama z sobą, adaptuje się nowej sytuacji w domu i w szkole, wreszcie będzie mogła komuś zaufać. Bo zaufanie to towar deficytowy, o realnym wsparciu w trudnościach też trudno mówić (milicyjna psycholożka do Ewy o jej rodzicach: „Nawet się dziwię, że po tym wszystkich chcą cię zabrać do domu”, a „wychowawcze” bicie jest na porządku dziennym). Zającówna nie upiększa świata: tu wszystko jest bardzo wiarygodne i psychologicznie, i od strony relacji rodzinnych czy rówieśniczych, ale też w kwestii realiów (rzucone mimochodem stwierdzenie: „Gdyby ojciec nie pracował od dwudziestu lat w tej samej instytucji i nie był tu tak potrzebny, nie dostalibyśmy mieszkania w Warszawie”). Ów ojciec, w którego na początku tak wpatrzona jest Ewa, wesoły wielbiciel górskich wycieczek, zestawiony jest z matką, która w wieku trzydziestu paru lat uważa się za staruszkę, a co gorsza „tkwi korzeniami w tej szarzyźnie” codzienności, która jej córkę „przyprawia o mdłości”. Dziewczyna nie ma zamiaru skończyć tak jak ona: „nie dam się zepchnąć do rzędu robota albo wołu”. Ewa ma talent plastyczny, który chce rozwijać, rysowanie ma też dla niej wymiar terapii; być może więc uda jej się prowadzić mniej konwencjonalne życie niż jej matce. Z drobiazgów: papieros jest uniwersalnym rekwizytem, „końskie zaloty” budzą pozorne oburzenie dziewcząt, w gruncie rzeczy zachwyconych zainteresowaniem, Ewa zaś, która sama wciąż się odchudza, z niechęcią odnosi się do tęższej koleżanki („do ładnego sweterka koloru lila włożyła czerwoną plisowaną spódnicę. Przy jej tuszy!” Na dodatek Małgosia miewa „głupawy uśmiech na pulchnej twarzy”, a „fałdki tłuszczu przesłaniały jej oczy”). Ogółem jest w tej książce sporo wszystkiego, chwilami może nawet za dużo, dobrze to jednak oddaje intensywność opisanego w powieści roku z życia Ewy. W końcu każdy z nas ma przecież takie okresy, kiedy dzieje się wszystko naraz i nawet z perspektywy czasu trudno jest wskazać rzeczy najważniejsze.

Janina Zającówna, W wielu kolorach, ilustr. Julitta Karwowska-Wnuczak, Nasza Księgarnia 1981.

(Visited 251 times, 12 visits today)

10 komentarzy do “„Chodzić pewnym krokiem po ziemi” (Janina Zającówna, „W wielu kolorach”)”

  1. No ale co, ten ojczym nagle przestał ją kochać i być jej ojcem, bo się okazał nie być biologicznym? Przestał być wesołym amatorem górskich wycieczek, bo przybrany? I to ma być ta Hiroshima? Histeria egzaltowanej, pretensjonalnej nastolatki brzmi znajomo, jakby u wstrętnej Musierowicz. Która swoją drogą też popłynęła w taką jak tu fatfobię i przerażający fatshaming.. i to mają być, panie ja kogo, lektury odpowiednie i pedagogiczne dla pokwitających nastoletnich duszyczek..

    Odpowiedz
    • Drama nie jest o to, kto kogo przestał kochać, tylko, jak zwykle w takich wątkach, o to, że bohaterka czuje się oszukana i zawiedziona, że nikt nie uznał jej za dość dorosłą, by jej powiedzieć prawdę. I szczerze mówiąc, nie ma się co tym dziewczynom dziwić (dokładnie to samo jest w Dorce, o które pisałem jakiś czas temu). Długie lata adopcja uchodziła za coś wstydliwego, ludzie przenosili się do innych miast, żeby się „nie wydało”, nie było poczucia, że dziecko powinno wiedzieć o adopcji i dlatego kończyło się takimi historiami. Co do fatshamingu, to jednak Musierowicz w to brnie bardziej świadomie, coś jak Rowling w terfizm, bo teoretycznie powinna wiedzieć, że to nie te czasy. Co ciekawe, u Zającówny lecą te fatfobowe teksty, a mimo to dziewczyny się lubią, przynajmniej do pewnego stopnia.

      Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

%d bloggers like this: