Szara jednolitość („Wiele dróg. Wybór opowiadań”)

Wiele dróg

 

Wiele mogę wybaczyć peerelowskim młodzieżówkom: drewniany styl, potknięcia fabuły, dydaktyczny smrodek czy mniej lub bardziej subtelne wtręty ideologiczne. Jedno tylko uważam za całkowicie niedopuszczalne: przynudzanie. A opowiadania z antologii „Wiele dróg” zdecydowanie nie należą do ekscytujących.

Wiele dróg, a jakby jedna

Jedenaścioro autorów, dwanaście tekstów, z założenia zapewne o sprawach bliskich czytelniczkom i czytelnikom: problemy rodzinne i z rówieśnikami, poszukiwania przyjaźni, kłamstwa, zawiedzione nadzieje, hipokryzja, przemoc domowa – czego tu nie ma. Ważnych kwestii co niemiara, tylko brakuje w tym wszystkim życia. Autorzy, i ci znani, jak Siesicka, Minkowski, Niziurski, Domagalik, Żółkiewska czy Nasfeter, i ci nieznani – Kulik, Czermińska, Zimecki, Kurczab i Zajączkiewicz-Dudkowa, robią wszystko, żeby ich bohaterowie mówili i myśleli niemal tak samo. Do tego stopnia, że niemal ucieszyła mnie wprowadzona przez Marylę Czermińską do „Agnieszki z siódmego obłoku” gwara młodzieżowa (albo autorska wariacja na jej temat: „Szałowo! Kokosowo! Bombowo!” krzyczą uczniowie w chwili radości; „Że też ty nie umiesz nawet bujnąć porządnie! Wysiadła ci instalacja pod sufitem”, mówi jedna z bohaterek i od razu wiemy, że dziewczę jest na najlepszej drodze do upadku moralnego, bo takie „wyrażanse”, podkreślające luz i cyniczny stosunek do życia”, z pewnością do niczego dobrego nie doprowadzą). Aż dwa opowiadania: „Urszula” Siesickiej i „Agnieszka” Czermińskiej obracają się wokół kwestii kłamstwa, które na pozór drobne pociąga za sobą lawinę kolejnych i ostatecznie doprowadza do poważnych konsekwencji i solennej obietnicy poprawy u bohaterek. Oprócz tych dwóch tekstów jeszcze tylko „Przebiśniegi” Ireny Zajączkiewicz-Dudkowej mają dziewczęcą bohaterki, poza tym w tomie dominuje „chłopackość”, raczej z gatunku toksycznego, na dodatek z rozmaitością tematów też nie jest najlepiej.

Ocalić od zniszczenia

Wspomniane „Przebiśniegi” to chyba najlepszy, a z pewnością najciekawszy i najoryginalniejszy utwór w tym tomie. Nieznana mi zupełnie Irena Zajączkiewicz-Dudkowa, jak się okazuje, była poetką związaną z Lewinem Brzeskim i doczekała się nawet alei drzew swojego imienia. Napisała gorzką, miejscami wręcz naturalistyczną opowieść o występie ubogiego cyrku w małym miasteczku na Ziemiach Odzyskanych, oglądanym oczami rezolutnej dziesięciolatki, której trochę naiwna wiara w ludzką dobroć i szlachetność rozpada się w pył, gdy obserwuje, jak dobrze jej znani sąsiedzi i koledzy zmieniają się w żądny krwi motłoch, gotowy igrać cudzym życiem dla zaspokojenia swoich najniższych instynktów. Występ może stać się klęską i dla cyrkowca u kresu skromnej kariery, i dla dziecka, stojącego dopiero na progu życia i już zawiedzionego, na szczęście obojgu autorka daje nadzieję, że uda się jeszcze „ocalić od zniszczenia” coś „niezwykle cennego i kruchego”.

Rozbuchana chłopackość

Poza tym jednak w tomie hula, jak mówiłem, rozbuchana chłopackość. Najczęstszym motywem jest zabieganie o akceptację przez grupę, dominację w niej lub o starania o przyjaźń innego chłopca. Zabiega zwykle nowy kolega, uznawany za słabszego czy gorszego: jakiś Pitułka, Bronek czy Felek, który w ostatecznym rozrachunku okazuje się bić na głowę swoim charakterem tych „lepszych” czy wyżej postawionych w hierarchii, okazuje się lojalniejszy, wrażliwszy, szlachetniejszy („Trzech pancernych i pół” Niziurskiego, „Mustang” Nasfetera czy „O czwartym, który został drugim” Kurczaba). W „Pieszczochu” Minkowskiego pochodzący z zamożnego domu i niezbyt charakterny Karol stara się o przyjaźń Jacka, honorowego sportowca, który równocześnie nieco pogardza kolegą i czuje do niego sympatię. Wbrew zapewne intencjom autora nasuwa się tu pomysł, że może niekoniecznie chodzi tylko o przyjaźń (Jacek co prawda uważał, że Karol miał „długie dziewczęce rzęsy”, dziewczęcy głos i lubił wiersze, ale równocześnie nieźle pływał i „sylwetkę miał smukłą, wyraźnie umięśnioną”). Podobnie zresztą jest w „Opowiadaniu dla przyjaciela” Jerzego Kulika, gdy Jurek, nowy w klasie, usiłuje zaprzyjaźnić się z „dziwakiem” Pawłem: dziwakiem, bo nie dość, że zachwyca się przyrodą, to jeszcze pisze opowiadania. W swoich zabiegach Jurek posuwa się aż do tego, że proponuje koledze, którego rodzice się rozwodzą, by zamieszkał u niego (na co, dziwnie bez oporów, godzą się rodzice Jurka). Nic dziwnego, że osaczany Paweł woli po prostu wyjechać z miasta do babci.

Chłopięce ekscytacje i roboty kobiece

Z zebranych w tym tomie opowiadań wydłubać można całkiem sporo smakowitych małych realiów – chociaż przyjmowanie wizyty kolegi w czasie kąpieli raczej nie należało do peerelowskich standardów. Poza tym jednak widzimy, że prawdziwi mężczyźni jeżdżą o świcie motorem na ryby, a rozmaici „dziwacy” czytują wiersze i pisują opowiadania; bieda hartuje charakter, a syn zamożnego architekta, na bananach chowany, nie ma moralnego kręgosłupa. Z dziećmi raczej się nie rozmawia: Paweł o rozwodzie rodziców dowiaduje się z podsłuchanej rozmowy z sąsiadką, Karol z „Twarzy mojego ojca” Wandy Żółkiewskiej nie ma pojęcia, z czym zmaga się jego ojciec po wypadku, a sam woli dołączyć do bandy żuli, niż przyznać się rodzicom do problemów w szkole, podobnie zresztą jak Urszula i Agnieszka, brnące coraz głębiej w kłamstwo. Świat jest męski, czyli ekscytujący i pełen przygód, i babski, wypełniony nieciekawymi obowiązkami. U Niziurskiego za karę kieruje się uczniów do „ciężkich robót kobiecych”: prania zasłon, prasowania firanek i haftowania szkolnego sztandaru. W „Mustangu” Domagalika chłopcy wykonują prace domowe, ale uważają je za wstydliwe: „[…] obieranie ziemniaków, tak samo jak zamiatanie czy zmywanie naczyń, urągało ich poczuciu męskości i wręcz ośmieszało. […] owszem – można to wszystko robić, ale tak, żeby nikt nie widział i żeby nikt nie mógł się śmiać”. Dziewczęta, tak jak Irka w „Pojedynku z Johnem” Minkowskiego, traktowane są jak łup, który przypadnie zwycięzcy w męskiej rywalizacji; matki są obarczone wszystkimi domowymi obowiązkami, a ich ambicje edukacyjne czy zawodowe są traktowane pogardliwie lub podejrzliwie (u Żółkiewskiej: „Matka z tych, co się podrywają do lotu, żeby wyżej, lepiej. Są jeszcze takie sikorki udające orły”), otoczenie zaś woli nie wtrącać się w awantury w cudzym domu, gdzie przemoc jest na porządku dziennym. Właściwie można stwierdzić, że to, co w tych opowiadaniach najciekawsze, kryje się w tle, wspomniane mimochodem, napomknięte w dialogu, obrzucone nieuważnym spojrzeniem przez bohaterów. I głównie dla tych drobiazgów można jeszcze po ten zbiorek sięgnąć.

Wiele dróg. Wybór opowiadań, Wydawnictwo Harcerskie Horyzonty 1975 (wydanie III, nakład 80 000).

(Odwiedzono 335 razy, 7 razy dziś)

30 komentarzy do “Szara jednolitość („Wiele dróg. Wybór opowiadań”)”

  1. Z jednej strony nie lubię opowiadań, bo nie mogę się wkręcić w fabułę i polubić (bądź nie) bohaterów. I jak zażre, to żal, że już koniec. Z drugiej jak jest kiepsko, to traci się mniej czasu. Z trzeciej, jak człowiek kopie w zbiorku, żeby znaleźć dyjament, to czasem dojedzie do końca i się zawiedzie. Całe szczęście mam swojego człowieka od takich zadań.
    PS. Ale że Niziurski zawiódł?

    Odpowiedz
    • Ten człowiek to niby ja? Ale tak, zawsze mam nadzieję na dyjament, akurat nie tym razem. A Niziurski owszem, średni, jeszcze bez swojego charakterystycznego stylu i fabuła, którą całkiem niedawno czytałem w innym jego opowiadaniu, i tam była lepiej podana.

      Odpowiedz
      • A komuż innemu chciałoby się babrać w takich zakurzonych tomiszczach? :P A kiedy misja znalezienia dobrej młodzieżówki z tych współcześnie wydawanych? Niziurskiego kiedyś powtórzyłem i to już nie ta fascynacja. Niektórym idolom trzeba pozwolić odejść :)

        Odpowiedz
          • Jak już w jakimś komentarzu pisałem, poszedłem inną drogą i czyszczę półki licealistów z książek dziecięcych, których razem nie udało się przeczytać/przewertować. Zapasy mam spore, a uciechy masę, bo te popularnonaukowe wielkoformatówki (choć inne też), to złoto. O „Daj gryza” już mówiliśmy, ale mam tego całą masę :)

            Odpowiedz
          • Czy Twoje córki czytały stare młodzieżówki? Moje znajome nastolatki nie chcą ich nawet do ręki wziąć, bo to takie „starzywo”.;(

            Odpowiedz
            • To i owo miały czytane na głos (Podróż za jeden uśmiech), parę przeczytały same (Młodsza sporo Samochodzika na przykład), ale bez szałów. Plus one są wychowane na innej estetyce i te siermiężne wydania są z góry przegrane, właśnie jako to starzywo.

              Odpowiedz
              • Właśnie, estetyka zbyt siermiężna. I tu muszę przyznać, że dla mnie, nastolatki, ówczesne wydania były często po prostu smutne, bure. dzisiaj je doceniam.;)

                Odpowiedz
                • Ja nie miałem przesadnych wymagań, po prostu nie znałem innych wydań. Pamiętam wstrząs, jak mój tata kupił sobie jakieś potężne dzieło o historii broni palnej, niemieckie (ale z NRD) i ono miało: kredowy papier z kolorowymi ilustracjami, szycie, twardą oprawę w płótnie ze złoceniami oraz taką sztywną plastikową obwolutę oraz PUDEŁKO. No szał ciał i uprzęży! Ale przyznajmy uczciwie, że jak na siermiężne możliwości, to okładki i ilustracje zwykle były na poziomie, częstokroć zdecydowanie powyżej średniej.

                • Poziom ilustracyjny trzymał poziom, a że papier był do kitu … Największe zaskoczenie, to zobaczenie na wystawach oryginałów znanych z książek ilustracji. Te barwy! A potem to szło do drukarni i pół efektu diabli brali :(
                  U mnie Starszy miał swego czasu zajawkę na Samochodzika, a poza tym kilka klasyków (Bahdaj) weszło w postaci audiobooków czy ekranizacji. Słowem, szału nie było.

  2. A w którym to opowiadaniu bohater przyjmuje kolegę podczas kąpieli? :) Przyznam, że jeszcze w żadnej młodzieżówce nie natrafiłam na podobny wątek.

    Odpowiedz
  3. Jejku, ta okładka i litery jakby trójwymiarowe, pamiętam! Serię, tych opowiadań akurat nie.
    A propos czytania, to popadłam w zeszłym roku w nałóg czytania ramot z PRL (ale nie młodzieżowych): boska seria Biblioteka Jugosłowiańska, jeszcze „bosksza” KIK oraz antologie, np. opowiadań radzieckich. Dramatu jugosłowiańskiego. Opowiadań NRD. I takie perły. Lepsze, gorsze, ale dobrze dorwać w bibliotece, zanim na przemiał pójdą.
    Moje dzieciska były (a młodsze nadal jest) obznajamiane z literaturą z PRL. Nie tak dawno skończyłam czytać synowi 12 tomów Pana Samochodzika. Jak zaczęłam po 20 października 2022 r. to skończyłam 11 września 2023 r. :-)

    Odpowiedz
    • Seria była charakterystyczna i okładki miała prześwietne.
      Ja się na razie skupiam na młodzieżówkach, jugosłowiańskiej chyba żadnej nie mam, ale niedawno zdobyłem coś z NRD, tom opowiadań węgierskich czeka, rumuńskiego coś mam, tylko jakoś ZSRR mi umyka, muszę zastawić sieci :)
      A jeden Samochodzik miesięcznie i to czytany na głos to jest niezłe osiągnięcie, gratulacje.

      Odpowiedz
      • Jeśli lubisz historyczne obyczajówki, to polecam „Most na Drinie” i „Dorotej” (ta druga dzieje się w dużej mierze w klasztorze. Męskim.)
        A ostatnio dopadłam „Cudowną porę na podróż” (dla odmiany bułgarska, autorka Liliana Michajłowa). Też z półki historyczno-obyczajowej.

        Odpowiedz

Odpowiedz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.